czwartek, 26 listopada 2015

48# Recenzja: Paula Hawkins - Dziewczyna z pociągu





Rachel codziennie dojeżdża do pracy tym samym pociągiem, który niemal zawsze zatrzymuje się przed tym samym semaforem. Wówczas Rachel odwraca głowę i wygląda przez okno, patrząc na szereg jednakowych domów, w których obcy ludzie prowadzą swoje idealne życie. Kiedyś sama mieszkała w jednym z nich. Kiedyś i ona była szczęśliwa, i kochana. Teraz pozostało jej tylko wyglądanie przez okno, snucie marzeń i topienie smutków w alkoholu.    
Szczególnie upodobała sobie jeden dom, dokładnie naprzeciwko semafora, przy którym zatrzymuje się jej pociąg. Mieszka w nim młoda para; ona – piękna, drobna, filigranowa, on – przystojny, dobrze zbudowany, zakochany w niej do szaleństwa. Rachel widuje ich czasem przesiadujących na tarasie. W jej wyobraźni noszą imiona Jasona i Jess, i prowadzą życie, którego ona została pozbawiona. Pewnego dnia widzi jednak coś, co burzy spokój jej sielskiej wizji. Jednocześnie daje jej szansę na stanie się częścią życia tych, których do tej pory tylko obserwowała. 
Rachel przestaje być nic nieznaczącą dziewczyną z pociągu.


Sława tej książki rozprzestrzenia się po świecie z prędkością japońskiego pociągu.  Ja sama nabrałam na nią ochoty, kiedy tylko przeczytałam opis. Zapowiadał się bowiem tajemniczy, mroczny thriller – czyli coś, co bardzo, bardzo lubię. W rzeczywistości ta książka z thrillerem niewiele ma wspólnego.

Pierwsze strony raczą nas ciekawym, intrygującym wstępem, którego znaczenie odkrywamy dopiero w ostatnich rozdziałach. Potem poznajemy Rachel – młodą kobietę, która się stoczyła. A konkretniej wpadła w sidła alkoholu. Mąż Tom przestał być dla niej oparciem, zostawił ją i ożenił się z inną. Teraz ta inna – Anna – prowadzi życie Rachel, mieszka w jej domu i wychowuje dziecko, którego Rachel nie mogła mieć. Egzystencja naszej bohaterki kręci się właściwie wokół obcych ludzi, których obserwuje przez szybę pociągu. Wyobraża sobie, jak szczęśliwi muszą ze sobą być i trochę im tego szczęścia zazdrości. Chce poczuć się kochana, ale nie potrafi o siebie zawalczyć i zrzucić jarzma przeszłości. Nie umie zacząć od nowa. Szuka zapomnienia w alkoholu.

Pewnego dnia dzieje się coś, co burzy idealne wyobrażenia Rachel i tak poznajemy Megan. Megan – nazywana przez główną bohaterkę Jess – wcale nie jest szczęśliwa. To kobieta w strzępach z trudną przeszłością, zmagająca się z atakami paniki, problemami ze snem i zazdrosnym mężem. Zazdrosnym nie bez powodu.

Na koniec poznajemy Annę – czyli tę, która zajęła miejsce Rachel u boku Toma. Annę, która ma obsesję na punkcie Rachel i boi się, że kobieta zrobi krzywdę jej córce.

Tak, kobiety zdecydowanie rządzą tą książką. Mamy tutaj różne osobowości i całą mnogość ludzkich dramatów. Powoli odkrywane są przed nami karty przeszłości i tragiczny związek, który łączy te trzy kobiety. Żadna z nich nie jest całkowicie pozytywna lub całkowicie zła. Ich wybory i zachowanie są mocno determinowane przez to, co spotkało je wcześniej, zwłaszcza w przypadku Megan i jej tragicznej historii.

Trzy kobiety = trzy narracje. Wydarzenia poznajemy głównie z perspektywy Rachel, rozdziały Megan rozpoczynają się rok wcześniej (przez co na początku byłam nieco zagubiona w czasie), Anna wcina się od czasu do czasu.

Jest ciekawie, owszem. Ciekawie i wciągająco już od pierwszych stron. Jednak zapowiadanego thrillera brak. Nie ma dreszczyku emocji. No dobra, jest lekki, w kulminacyjnym momencie. Są niespodzianki. Jest dramat z elementami kryminału i trochę psychologii.

Nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam, bo naprawdę dobrze czytało się tę książkę. I moim zdaniem jest dobra. Z tym, że zupełnie różna od tego, czego można się było spodziewać po zapowiedziach. Dlatego niektórzy mogą się poczuć trochę wykiwani. Mnie się podobało i na pewno będę dobrze wspominać tę książkę, chociaż liczyłąm na coś bardziej mrocznego. 




Paula Hawkins, Dziewczyna z pociągu (The Girl on the Train), Świat Książki, 328 stron
 

wtorek, 17 listopada 2015

47# Recenzja: Stephen King - Lśnienie









„Lśnienie” to chyba najbardziej znana książka Stephena Kinga. Dla mnie jest to druga pełnowymiarowa powieść tego autora, jaką dane mi było czytać. Uwielbiam jego pokręcone pomysły, nieprzewidywalność, skrupulatne kreślenie bohaterów, którzy niejednokrotnie są bardziej wielowymiarowi niż prawdziwi ludzi, a najbardziej lubię, kiedy staje się tak mroczny, że aż można poczuć ciarki na plecach.

Tym razem przenosimy się do hotelu Panorama, który jest wręcz stworzony do bycia nawiedzanym przez duchy. Jest wielki, luksusowy, położony w pięknej, górskiej okolicy, ale przy okazji mający kilka mrocznych sekretów i zupełnie niedostępny w zimie.  Towarzyszymy rodzinie Torrance’ów, która właśnie na ten okres ma zamiar zamieszkać w hotelu. Jack, głowa rodziny, podejmuje się pracy dozorcy, który ma za zadanie zaopiekować się hotelem, kiedy nie będzie w nim gości i przygotować go na nadchodzący sezon. Mężczyzna jeszcze niedawno był szanowanym nauczycielem, jednak przez skłonność do agresji i duże problemy z alkoholem jego życie legło w gruzach. Praca w Panoramie ma być dla niego nowym początkiem i szansą na naprawę relacji z rodziną. 
Jack ma małego synka, Danny’ego, który jest niezwykłym chłopcem. Danny posiada dar, który pozwala mu czuć i widzieć więcej niż inni, wiedzieć o rzeczach, o których wiedzieć nie powinien.

Danny od początku czuje, że z hotelem jest coś nie tak. Chciałby jak najszybciej stamtąd wyjechać, jednak wie, jakie znaczenie ma ta praca dla jego taty. Hotel wywiera coraz większy, zły wpływ na Jacka, wyciągając na wierzch najgorsze, drzemiące w nim instynkty. Szykuje się długa, trudna zima.



Powiem tak: „Lśnienie” nie było do końca tym, czego się spodziewałam. Spodziewałam się lektury mocnej, wciągającej, takiej, która mnie przerazi i sprawi, że w trakcie czytania będę z obawą spoglądać, czy coś przypadkiem za mną nie stoi. Tak się nie stało.

Z jednej strony historia była dobrze skonstruowana, to powolne popadanie Jacka w obłęd, to, jak próbował nieśmiało się ratować, jak Danny próbował go ratować, jak mordercze instynkty ostatecznie wygrały. Z drugiej strony książka strasznie mi się dłużyła i w ogóle mnie nie przestraszyła.

Hotel Panorama, leżący w górach, dość daleko od cywilizacji, opuszczony zimą – i to naprawdę opuszczony, bo gdy spadnie śnieg, dotarcie do niego bez skutera śnieżnego lub helikoptera jest niemożliwe – to wręcz idealne miejsce do nawiedzania. I rzeczywiście zło panoszy się tam, że aż miło, a na dodatek jest to głodne zło, napędzane siłą ludzi, którzy ponieśli tam śmierć, pragnące więcej i więcej. Pragnące potęgi. Z taki hotelem można naprawdę zrobić wiele.

Jednak najbardziej przerażająca jest chyba samotność.  Rodzina Torrance’ów zostaje w hotelu zupełnie sama, z dala od cywilizacji, od innych ludzi. Można powiedzieć, że przez około pół roku będą się kisić we własnym sosie, a nie są wzorową rodziną i już wcześniej nie bardzo im się razem układało. Hotel jest ogromny, ale jego wielkość tylko pogłębia wrażenie pustki. Każdy mógłby zacząć wątpić w swoje zdrowie psychicznie – zwłaszcza, że akcja „Lśnienia” ma miejsce w czasach, kiedy technika nie jest tak rozwinięta jak teraz. A nawet jeśli przenieść by ją do naszych czasów, to pewnie i tak byłoby ciężko ze złapaniem zasięgu i skontaktowaniem się z kimkolwiek.  

Jack Torrance jest typowym bohaterem kingowym. A ja mam trudność z polubieniem tego typu bohaterów i myślę, że to dlatego tak mi się czasem ciężko czytało. Poza tym liczyłam na to, że będę się bać, że będą ciary, a chociaż strachy się pojawiały, to dla mnie były jakieś takie za mało straszne.


„Lśnienie” to książka dobra, ale tylko dobra. Dopracowana, z ciężkim, jakby brudnym klimatem, ale nieco zbyt wolną jak na mój gust akcją i bez grozy wylewającej się z każdej strony. 


poniedziałek, 9 listopada 2015

8# Kupka książków tu, kupka książków tam - czyli stosik życia



Cześć wszystkim!

Tak, jak obiecałam w poprzednim poście, dzisiaj pochwalę się, jakie cudeńka pojawiły się na mojej półce po ostatnich Targach Książki w Krakowie. Kilka pozycji zostało przeze mnie zdobytych wcześniej i również zostały tutaj umieszczone, żeby nie czuły się samotne i zapomniane. W sumie można uznać, że to taki wrześniowo-październikowy haul. 

Enjoy!







Laura Gallego Księga Portali - otrzymana podczas zjazdu blogerów na Targach Książki. Nie mam pojęcia, o czym jest ta książka, więc będzie to jedna wielka niespodzianka

Leonardo Patrignani Wszechświaty. Pamięć - j.w. Na tę serię mam ochotę już od dość dawna, jednak najpierw muszę zdobyć pierwszą i ostatnią część

Paula Hawkins Dziewczyna z pociągu - pierwszy targowy zakup. Zaczęłam już czytać i na razie mogę powiedzieć, że rzeczywiście jest bardzo wciągająca, chociaż nieco inna, niż przypuszczałam [CZYTA SIĘ]

Laura Gallego Tam, gdzie śpiewają drzewa - zakup targowy. Ta książka chodziła za mną już od dwóch lat, nie mam pojęcia, o czym jest i przyznaję się szczerze, że kupiłam ją ze względu na piękną okładkę (i dopiero pisząc tego posta zorientowałam się, że to książka autorki Księgi Portali. Brawo ja)

Robert J. Schmidt Otchłań - kupiona na pewnym malutkim stoisku z tanią książką. Kolejna powieść z Uniwersum Metro 2033, której akcja dzieje się w Polsce. Nie mogę się doczekać lektury!

Caitlin Kittredge Żelazny Cierń - efekt przeglądania stoiska z tanią książką w Auchanie

Matthew Quick Niezbędnik obserwatorów gwiazd - wylosowana podczas spotkania blogerów po Targach Książki

James Frey Endgame. Wezwanie - zakupiona u Marty. Na Endgame miałam ochotę już od dawna, jestem bardzo ciekawa tych wszystkich zagadek i mam nadzieję, że będzie mi się podobało

Dominik W. Rettinger Klasa - zdobyta na stanowisku wydawnictwa Otwarte. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale podobno jest dobra. Kolejna wielka zagadka w tym stosiku

Bernard Cornwell Płonące Ziemie - wylosowana na spotkaniu blogerów. Od dawna chciałam poznać Wikingów Cornwella, teraz pozostaje zdobyć początkowe książki z serii

Eve Edwards Gra o miłość - zakupiona u Marty. Alchemia miłości była całkiem przyjemną lekturą, więc postanowiłam się skusić na więcej

Eve Edward Demony miłości - wylosowana na spotkaniu blogerów. Akurat brakowało mi tej części do uzupełnienia trylogii

Jennifer Niven Wszystkie jasne miejsca - zakup targowy. Szykuje się genialna lektura!

Cecelia Ahern Pora na życie - dorwana na promocji w Auchanie. Straszną mam na nią ochotę, bo bohaterka wydaje się mieć ze mną dużo wspólnego. Poza tym liczę na lekką, przyjemną lekturę ze szczęśliwym zakończeniem. A teraz bardzo potrzebuję szczęśliwych zakończeń

Amy Tintera Restart - książka z Epikboxa. Bohaterowie mają numery przy imionach, więc musi być dobrze

Michelle Hodkin Mara Dyer. Zemsta - zakup targowy. Kocham Marę Dyer! Pierwszą część kupiłam na zeszłorocznych Targach, dwie pozostałe w tym roku i mam plan przeczytać na raz całość. Nie mogę się doczekać!

Michelle Hodkin Mara Dyer. Przemiana - j.w.

Dmitry Glukhovsky Futu.re - zakup targowy. Nie mogłam przejść obojętnie obok książki autora uwielbianego przeze mnie Metra

Paola Capriolo Porządek rzeczy - zakup targowy. Kolejna książka kupiona dla pięknej okładki. Stoczyłam się

Susan Ee Angelfall - zakup targowy. Uwielbiam anioły i to aż dziwne, że dopiero teraz zabieram się za Angelfall. Ale przynajmniej cała trylogia jest już wydana, więc nie muszę czekać

Kat Zhang Co ze mnie zostało - zakup targowy. Piękna okładka, intrygująca fabuła. Mam nadzieję, że będzie tak świetna, jak się zapowiada



I to byłoby wszys... A, nie! Jeszcze nie! :D 



PewDiePie Ta Książka Cię Kocha - a przy okazji jest genialna, mega pozytywna i wywołuje banana na mojej buzi, ilekroć do niej zaglądam.





xoxo
LittleAngel

czwartek, 5 listopada 2015

Little Resume - October





To był bardzo szybki październik. Szybki i zapracowany, przez co miałam nieco mniej sił na czytanie. Były też Targi Książki w Krakowie, dzięki którym zdobyłam całkiem sporo ciekawych pozycji. Moje książkowe skarby powinny pojawić się w następnym poście.



CO CZYTAŁAM? 


"Drugą Szansę" Katarzyny Bereniki Miszczuk wypożyczyłam w bibliotece. Uwielbiam styl i oryginalne pomysły pani Katarzyny, jednak to była zdecydowanie najsłabsza z jej książek, które dane mi było czytać. Trylogię Delirium Lauren Oliver dziwnym zrządzeniem losu udało mi się dorwać za jednym zamachem również w bibliotece. "Delirium" było ciekawym wstępem i mogłoby stanowić osobną historię miłosną. "Pandemonium"... cóż, zdenerwowało mnie. A konkretnie zdenerwowała mnie główna bohaterka, jak i sama autorka, ponieważ wplotła do fabuły rzeczy, które w moim odczuciu są zwyczajnie niefajne (jak chociażby wyznawanie miłości chłopakowi, którego zna się kilka dni, po tym, jak pół roku wcześniej umarła miłość twojego życia). Przez to lektura trochę przeciągnęła mi się w czasie, bo zwyczajnie nie miałam na nią ochoty i ostatnie strony czytałam już w listopadzie. A "Łowca snów" Stephena Kinga był po prostu genialny!



KSIĄŻKI W LICZBACH

4 książki = 1674 strony = 54 strony dziennie



BLOGOWE ŻYCIE

Pierwszy Midnight Watching (American Horror Story)
Październikowy Epikbox




Nie powiem, żebym szczególnie poszalała w tym miesiącu. Ale praca w systemie 12-godzinnym jednak robi swoje. Często mam ochotę położyć się i przespać resztę życia. Nie zrobię tego jednak, ponieważ przez sen nie można czytać, a tyle wspaniałości jeszcze przede mną.



Udanego listopada!

xoxo 
LittleAngel

niedziela, 1 listopada 2015

Wszystkie byłyśmy w więzieniu - czyli o Targach Książki słów kilka





Krakowskie Targi Książki stały się już moją coroczną tradycją. Czekam na nie z niecierpliwością, cieszę się na spacery wśród książek, oddychanie książkami, podziwianie książek, zdobywanie książek i spędzanie czasu z ludźmi, którzy również kochają książki. Można by pomyśleć, że po kilku razach Targi mogą się znudzić, ale dla mnie każde mają w sobie coś wyjątkowego, innego i niezwykłego, co wspominam z uśmiechem na ustach i ciepłem w serduszku.

W tym roku mój grafik był dla mnie wyjątkowo łaskawy, bo miałam wolne aż przez trzy dni targowe i mogłam szaleć. W zasadzie zaszalałam chyba nawet za bardzo, bo nie przypuszczałam, że skończę z taką ilością książek, z jaką skończyłam. Nie, żeby mi to jakoś przeszkadzało, czy coś ^^

Czwartek był w tym roku całkiem spokojny. Na hali nie było aż tak wiele osób (chociaż i tak więcej, niż rok temu!), dało się oddychać, dało się oglądać, dało się spacerować, co też radośnie czyniłam razem z moją przyjaciółką, która chyba zaczyna się coraz bardziej zarażać książkobsesją.




Piątek też raczej tchnął spokojem (w miarę). Był już prawie wieczór, spacerowałam sobie z Kingą i znów kupiłam książki, chociaż dzień wcześniej wróciłam nimi obładowana. Pan ze stoiska Książki w mieście proponował mi zakup kociej zakładki, która idealnie pasowałaby do mojej kociej bluzy. Gandalf szukał Drużyny Pierścienia. Albo krasnoludów. Ciężko stwierdzić. W każdym razie był zapracowany.


Sobotę podzieliłam między książki a Półmaraton. Rankiem odwiedziłam Kraków Arenę, chłonąc cudowną atmosferę sportowego wydarzenia (kiedyś i ja wystartuję!) i nabierając ochoty na bieganie. Potem radosnym krokiem ruszyłam do hali Expo, która w sumie nieco straciła na uroku. Znaczy, nie sama hala, a okolica. Te góry piasku i ruiny domków sprawiały, że była taka nieco creepy i tajemnicza. Idealne miejsce, aby zrobić jakiś fajny cosplay związany z targami. Że też jeszcze żadne wydawnictwo nie wpadło na to, żeby wykorzystać okolicę do promocji książek. Wyobraźcie sobie miny ludzi zmierzających radośnie na targi, kiedy nagle zza krzaczka wyskakuje na nich kilku zombie albo wampir Edek. Idących ludziów było całkiem sporo, niektórzy już wracali z torbami (a było dopiero około 11:30!), a na chodniku – cud! – nie było kilometrowej kolejki, jak w zeszłym roku. W środku też jeszcze nie było tak najgorzej (nie licząc jednej całkowicie zapełnionej szatni). Razem z Kingą wkroczyłyśmy do Wisły, gdzie najciekawsze wydawnictwa swe stoiska miały. Szczerze powiedziawszy, nie bardzo wiedziałam, gdzie chciałabym pójść, bo obiecałam sobie, że już nie kupię książek. No, ewentualnie jedną. Do Gandalfa dołączyły panie w ładnych sukienkach, dziwne ludziki o wielkich głowach i zwierzęta. Wojciech Cejrowski prawie stratował Kingę. Miły kolega z mojego województwa przeprowadził z nami ankietę na temat Targów. A potem poznałam Agnieszkę z Anima Libros, która towarzyszyła nam już do końca.




Zjazd blogerów w tym roku był dość ubogi – było bardzo mało osób w porównaniu z zeszłym rokiem. Byłyśmy tylko na pierwszej części, dowiedziałyśmy się, kto wygrał Złotą Zakładkę i kto został Literackim Blogiem Roku. Na chwilę wpadła Marta z tajną przesyłką dla mnie. Bardzo żałuję, że nie mogłam widzieć się z nią dłużej w tym roku <sad face>, ale miała bardzo napięty targowy grafik. Mam nadzieję, że za rok uda nam się spędzić razem więcej czasu. Granice.pl przygotowały dla blogerów upominki w postaci książek i zakładek. W przerwie między dwoma częściami zjazdu odbyła się wielka, grupowa wymiana, która przebiegła w atmosferze radości i ekscytacji.
Potem stanęłyśmy w kolejce do Remigiusza Mroza. Kinga i Agnieszka podpisywały swoje książki, a ja stałam i podziwiałam. I robiłam zdjęcia. Bardzo spodobała mi się postawa pana Remigiusza. Witał się miło z każdym czytelnikiem, z każdym starał się zamienić kilka słów (czasem więcej niż kilka), uśmiechał się i wstawał na pożegnanie. Było widać, że spotkanie z fanami sprawia mu radość. Korzystając  z magii kolejek skoczyłam na stanowisko WAM, gdzie swoje książki podpisywała siostra Anastazja i kupiłam prezent dla mojej mamy  (chociaż w sumie to też prezent dla mnie, bo i ja lubię piec ciasta). Był jeszcze Leonardo Partignani, przemiły człowiek, który moim ulubionym długopisem w gwiazdki podpisał dla mnie zupełnie przypadkowo zdobytą drugą część Wszechświatów.










A potem wszystkie poszłyśmy do więzienia. A konkretnie pojechałyśmy autobusem i tramwajem. Z przesiadką.

Blogerzy książkowi to dość specyficzna grupa społeczna. Ukrywają się pod nickami i spotykają w piwnicach z kratami w oknach. I jest im z tym dobrze, bo mogą do woli gadać, krzyczeć, śmiać się, losować książki i tańczyć rumbę na stołach. A niektórzy nawet zaczynają się ujawniać. Jak eM.
eM, która jest osobą tak pełną radości i energii, że zaraża tym szybciej i skuteczniej niż wirus zombie. Nie można się przy niej nie uśmiechać. Na blogerowym spotkaniu zostało wynalezione ojojanie, czyli sposób idealny na walkę z depresją, bólem oraz ogólnym smutkiem. Gosiarella na początku mnie nie poznała, twierdząc, że zastosowałam sprytny kamuflaż. W ogóle groziła mi przetrzepaniem skrzydełek, ale skończyło się na ogólnym przytulaniu. Na wspomnienie Gosiarelli robi mi się ciepło na serduszku i micha mi się cieszy. Bo Gosiarella to takie słodkie stworzenie z maczetą i różowymi widłami.



Naszym więzieniem dowodził Janek z tramwaju nr 4, który chyba minął się z powołaniem, bo moim zdaniem powinien mieć własny program w telewizji. Był niesamowity!

Wyszłyśmy z więzienia tak mniej więcej w połowie. Trochę szkoda, bo mogłabym tam siedzieć nawet i do rana. Razem z Gosiarellą, eM, Agatą i Gabrielle udało nam się przejść bezpieczną stopą przez Krakowski Rynek i Planty. Nikt nie próbował nas zamordować ani porwać dla okupu. Ani ukraść książek. A gdyby spróbował, pewnie skończyłby niezbyt szczęśliwie, bo moja torba z książkami ważyła jakieś 10 kilo. I miałyśmy przewagę liczebną.





Bardzo dziękuję wszystkim tym miłych duszyczkom, dzięki którym te Targi były wspaniałe!

xoxo
LittleAngel