Tajemnicą nie jest,
iż uwielbiam historie z czasów, gdy w pięknej Anglii panowała dynastia Tudorów,
a zwłaszcza te dotyczące króla Henryka VIII. Wszystko zaczęło się od tego, że
pewnego letniego dnia postanowiłam obejrzeć jakiś film i mój wybór padł na „Kochanice
króla” (tak, tak, to ekranizacja właśnie tej książki, o której zaraz Wam
opowiem, tylko że wtedy nie miałam jeszcze pojęcia, że takowa książka
istnieje). Przepadłam bez reszty, powalona urokiem dworskiego życia, pięknych
sukien i tej opowieści, o której słyszałam tylko co nieco na historii w szkole.
Potem przyszło zachłanne pochłanianie (cóż za urocze brzmienie słów) kolejnych
odcinków „Dynastii Tudorów” – przystojny Jonathan Rhys Meyers idealnie odgrywający
Henryka i Natalie Dormer jakby urodzona do tego, by zagrać Annę. Nadszedł
wreszcie czas na książkę, na poznanie tej historii jeszcze głębiej i z nieco
innej perspektywy.
XVI wiek. Czas wielkich zmian w Europie. Czas odkrywania na
nowo Boga i świata. Czas reformacji.
Królem Anglii jest Henryk VIII Tudor, który po śmierci swego
brata, Arthura, poślubił wdowę po nim, Katarzynę Aragońską, infantkę
hiszpańską. Umiłowana przez lud królowa nie dała mu jednak do tej pory syna i
fakt ten uwiera Henryka niczym cierń.
Młody władca łatwo poddaje się emocjom. Jest porywczy,
uparty i żądny dobrej zabawy, a przy tym bardzo zmienny w swych uczuciach.
Jeden dobry ruch i można zyskać jego łaskę i przychylność. Jeden nieostrożny
krok – i można upaść nisko.
Katarzyna jest już u schyłku swej kobiecej siły. Zdaje sobie
sprawę, że może nie dać Henrykowi upragnionego dziedzica, nie traci jednak
wiary. Swą siłę pokłada w Bogu, dużo się modli. Jest księżniczką krwi, w jej
żyłach płynie błękitna krew i widać to na pierwszy rzut oka. Królowa Anglii
jest królową w każdym calu – dumna, wyniosła, pełna majestatu, zaprawiona w
dworskich bojach. Potrafi skrzętnie ukrywać swoje prawdziwe emocje, a na
zewnątrz pokazywać promienny uśmiech, mimo iż jej serce krwawi. Zgadza się na
liczne romanse swego królewskiego męża – ma świadomość, że Henryk skłania się
ku młodym i pięknym niewiastom, ale wszystkie po jakimś czasie mu się nudzą i
wówczas zawsze wraca do niej, bo to ona, Katarzyna, jest jego małżonką.
Królewski dwór nie stroni od zabawy. Liczne uczty, tańce
maskarady, częste polowania i zajmowanie czasu wszelakimi grami są na porządku
dziennych. Do powszechnych rozrywek należy także dworski flirt, wzajemne
komplementy, tworzenie poezji, muzyka i śpiew.
Maria Boleyn, dzięki której poznajemy wydarzenia na dworze
Henryka w latach 1521-1536, należy do Howardów, jednego z najpotężniejszych
rodów w Anglii. Będąc młodym dziewczęciem – dzieckiem niemal – została
korzystnie wydana za mąż za Wilhelma Careya, przyjaciela króla. W dzieciństwie
pobierała nauki na francuskim dworze, później została dwórką królowej
Katarzyny, zasługując na miano tej najbliższej sercu monarchini.
Najbliższymi Marii osobami byli jej brat Jerzy oraz starsza
siostra Anna, z którą łączyła ją oprócz siostrzanej miłości, pełna zawiści
siostrzana rywalizacja. Uparta Anna zawsze musiała dopiąć swego, nie mogła
znieść, kiedy to młodsza siostra była górą.
W to, zdawałoby się, sielankowe dworskie życie trójki
Boleynów wkraczają bezpardonowo wielkie, niezaspokojone ambicje. Głowa rodu
Howardów – Thomas, książę Norfolk – zdaje sobie sprawę, że król, zawiedziony
długimi staraniami o syna, wkrótce zacznie szukać sobie kochanki, dlatego
postanawia podsunąć Henrykowi jedną z młodych niewiast z jego rodu, która
przysłuży się rodzinie, wraz z zadowoleniem króla sprowadzając na Howardów
tytuły, zaszczyty i bogactwa. Gdyby owemu dziewczęciu udało się począć z królem
dziecię – syna dokładniej – rodzina mogłaby postarać się, by małego księcia nie
ominęło prawo do wstąpienia na tron po śmierci ojca.
Ku zgrozie Marii, wybór rodziny pada właśnie na nią.
Dziewczynie ciężko jest pogodzić się z tym, że musi opuścić męża i zostać
kochanką króla. Chociaż nie kocha Wilhelma, darzy go jednak szacunkiem, a
dodatkowo takie zachowanie jest pogwałceniem praw Bożych i ludzkich. Nie ma
jednak wyjścia, gdyż to mężczyźni mają w rodzinie Howardów ostatnie słowo, a
wuj Thomas traktuje kobiety jak przedmioty, które łatwo można zastąpić.
Maria wypełnia zadanie, jakie postawiła przed nią rodzina –
udaje jej się zwrócić na siebie uwagę króla i zdobyć jego względy. Zostaje
kochanką Henryka i zaczyna darzyć przystojnego władcę uczuciem. Obdarowuje go
jednak czymś jeszcze: dwójką ślicznych, zdrowych dzieci – córeczką Katarzyną i
upragnionym synem, który otrzymuje imię po ojcu.
Ambicja Anny nie może
znieść wywyższenia siostry. Młoda kobieta korzysta z jej brzemienności, aby
uwieść króla, chociaż miała rzekomo utrzymywać jego myśli przy Marii i nie
pozwolić, aby skierował się ku innej niewieście.
I chociaż znam tę historię i wiem, jak się kończy, nie
potrafiłam oprzeć się jej czarowi. Świetny styl pani Philippy i ogrom pracy,
jaki autorka włożyła w napisanie tej książki, w jak najwierniejsze przekazanie
nie tylko faktów historycznych, ale przede wszystkim uczuć bohaterów sprawił,
że jeszcze bardziej pokochałam tę opowieść. Poznałam ją z nieco innej strony, z
perspektywy Marii, która jednocześnie kochała swą siostrę i jej nienawidziła.
Więź łącząca rodzeństwo Boleynów zasługuje na szczególną
uwagę. Maria i Anna rywalizowały ze sobą niemal od zawsze. Zazdrościły sobie
sukcesów, cieszyły się z niepowodzeń tej drugiej, ale jednocześnie potrafiły
się kochać i wspierać.
Anna służy Marii, gdy ta jest faworytą Henryka. Udziela jej
rad, wybiera stroje, zarządza długie kąpiele i czeka na powrót siostry z komnat
króla. Gdy role się odwracają, to Maria zmuszona jest być na każde zawołanie
Anny.
Boleynówny są jak ogień i woda. Maria jest tą spokojniejszą
siostrą. W życiu szuka czegoś więcej, niż zaspokojenia ambicji. Gdy na świat
przychodzą jej dzieci dostrzega, co tak naprawdę liczy się w życiu. To właśnie
one, ich dobro, miłość, obecność, są dla niej najważniejsze. Przestaje liczyć
się król i dworskie zagrywki. Maria pragnie jedynie wychować Katarzynę i
Henryka z dala od zakusów możnych panów, otoczyć swe dzieci miłością i szczęściem.
Jest też jednak Howardówną i obowiązek wobec rodu wciąż się w niej tli. Potrafi
być uparta i osiągać swe cele, no i wciąż troszczy się o Annę.
Maria podziwiała królową Katarzynę. Chociaż zdradziła ją nie
raz i nie dwa, nie czyniła tego lekko. Żałowała, że została zmuszona do takich
kroków. Ją i królową łączyło pewne porozumienie dusz – kobiet, które miały
miłość króla i ją utraciły. A ja sama również polubiłam Katarzynę Aragońską.
Dla Anny liczy się przede wszystkim jej własna osoba. Jest
pełna energii, zaprawiona w dworskim flircie, wykształcona (mając 6 lat, znała
3 języki) i inteligentna. Jej cięte riposty wywołują śmiech, ale potrafią też
ugodzić w czuły punkt. Anna jest mściwa. Szuka odwetu na każdym, kto kiedyś ją
zawiódł. Szczególna więź łączy ją z bratem Jerzym. Mimo iż cała trójka Boleynów
trzyma się razem, to pomiędzy Anną a jej bratem jest coś takiego, co nakazuje
się zastanowić, czy rzeczywiście było to tylko braterskie uczucie? Czy
przypadkiem ta dwójka nie posunęła się za daleko?
Anna Boleyn musi być idealna. Zawsze najlepsza i biegła we
wszystkim. Stawia na swoim i do celu dąży po trupach. Król Henryk zakochuje się
w niej bez pamięci. Pożąda Anny, pragnie mieć ją dla siebie, lecz ta niewiasta
mu się wymyka. Ma ognisty temperament, intryguje króla, jest dla niego zagadką,
niezdobytym zamkiem.
Anna zawsze bardzo szybko doprowadza się do ładu po
niepowodzeniach. Na słabość pozwala sobie tylko w obecności Jerzego i Marii w
zaciszu swej komnaty. Wychodząc stamtąd, staje się na powrót dumną, piękną
kobietą, która nosi głowę wysoko uniesioną.
Z powieści wyłania się obraz Anny nieco inny, niż ten
dotychczas mi znany. Filmowa i serialowa Anna wzbudzała moją sympatię,
sprawiała, że kibicowałam jej związkowi z Henrykiem. Książkowa Anna jawi się
natomiast od swej gorszej strony, czasem przypominając wręcz jadowitą żmiję i
odsuwając od siebie moją sympatię. Jest mściwa i niewdzięczna, źle traktuje
Marię i wszystkich, którzy śmią się jej sprzeciwić.
Nie jestem osobą gadatliwą, jednak jeśli jakaś rzecz mnie
fascynuje, potrafię o niej mówić i mówić. Tak jest w przypadku tej historii.
Jestem świeżo po lekturze i mogłabym pisać i pisać, analizować osobowości
głównych postaci, do bólu przywoływać poszczególne wydarzenia i jeszcze raz je
przeżywać.
Ale, ale… Ja tu gadu gadu o sobie, a miałam jeszcze
wspomnieć o królu.
Henryk Tudor, król Anglii, znany ze swego temperamentu.
Zdaniem Marii to właśnie podobieństwo temperamentów sprawiło, że związek Anny z
królem trwał tak długo i że tyle czasu jej siostra potrafiła utrzymać
zainteresowanie zmiennego Henryka. Nie będę dużo o nim mówić, chciałam tylko
zwrócić uwagę na to, że dzięki Marii poznajemy nieco inną stronę tego słynnego
monarchy. W życiu bym nie przypuszczała, że będzie on zwracał się do kogoś per
„kochanie moje”. A zwrot ten w jego ustach był tak słodki, tak niepasujący do
jego ogólnego wizerunku… Za zabawne
natomiast uznać można jego niektóre reakcje w kłótniach z Anną, gdy stał taki
biedny i bezradny, niczym besztany chłopiec, a jego nowa królowa przedstawiała
mu krzykiem swe pretensje i zażalenia.
Wrażenia z lektury? Oprócz tego, że w tej recenzji wyraźnie
na plan przebija się to, że podobało mi się, i to podobało bardzo, bardzo,
bardzo? Cieszę się, że mam tę książkę na własność - 700 stron historii
zamkniętej w pięknej okładce – i będę kiedyś mogła do niej wrócić. Mogłabym
spędzać na czytaniu całe dnie. Serio. Tylko historia Marii, Anny i króla Henryka,
ja, kawa i coś do przekąszenia.
Czasem byłam jednak zmęczona. Zmęczona jak Maria dworskimi
intrygami. Zmęczona jak Anna staraniem się o króla i byciem idealną na każdym
kroku. Zmęczenie i niepokój sióstr spływały na mnie.
I chociaż wiedziałam, jak skończy się ta historia i że
innego zakończenia nie ma, było mi żal.
Moja ocena nikogo nie zadziwi: 10/10
PS: A dla każdego wytrwałego, któremu udało się przeczytać mój wypocin od deski do deski - mały, humorystyczny bonus :)
Widziałam w bibliotece ostatnio Kochanice króla i Wieczną Księżniczkę, ale się powstrzymałam (brawo dla mnie! ;)), bo stwierdziłam, że muszę je mieć u siebie na własność. Muszę się zebrać i kupić, bo jestem strasznie ciekawa innych książek Philippy (czytałam tylko Uwięzioną królową). :)
OdpowiedzUsuńŚliczne butki w tle!:)
Muszę w końcu przestać odkładać cykl tudorowski na później, bo za każdym razem jak czytam jakąś recenzję to zżera mnie zazdrość :P ale niestety mam taki dziwny nawyk, że książki, które sama kupuje odkładam w nieskończoność...
OdpowiedzUsuńWitam, zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Jeśli masz ochotę wziąć udział w zabawie, zapraszam - http://popcultureserendipity.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-award.html#more Pozdrawiam serdecznie! ;)
OdpowiedzUsuńMam w planach ten cykl, a nawet mam już jeden tom na półce :)
OdpowiedzUsuńPrzeglądając blogi czy vlogi często trafiam na recenzje pani Gregory, zastanawia mnie w czym tkwi sekret jej popularności? Mnie jakoś szczególnie nie zachęca.. ale ja mam często tak, że najpierw nie a później coś wielbię :) Cieszę się, że Tobie się podobała. Recenzja bardzo zachęcająca. Może więc powinnam zwrócić ku niej swoją uwagę i wreszcie przeczytać, chociażby po to by mieć jakiś pogląd. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo, co zrobiła autorka w tej powieści to mistrzostwo
OdpowiedzUsuń