Lata 1548 – 1558. Hanna Verde, przechrzczona Żydówka,
przybywa wraz z ojcem do Anglii, szukając w tym kraju schronienia przed
hiszpańską Inkwizycją, przez którą na stosie spłonęła jej matka. Dziewczyna
podróżuje w przebraniu chłopca i pomaga swemu ojcu, który zajmuje się drukowaniem
i sprzedażą różnych dzieł, natomiast w przyszłości ma zostać żoną Daniela
Carpentera, jednego z mieszkających w Londynie Żydów.
Pewnego dnia do założonej przez ojca Hanny drukarni przybywa
dwóch dostojnych mężczyzn. Okazuje się,
że jeden z nich to Robert Dudley, syn najpotężniejszego człowieka w Anglii.
Drugim natomiast jest John Dee, uczony, typowy człowiek renesansu i mentor
Roberta. Hanna jest zachwycona młodym Dudleyem, który nie dość, że jest
przystojnym mężczyzną, to jeszcze do tego wie, jak oczarować kobietę. Zarówno
on, jak i John Dee zaczynają interesować się młodą dziewczyną, gdy odkrywają,
że zobaczyła za ich plecami anioła.
Tym sposobem Hanna trafia na dwór, zostając sługą lorda
Roberta i błaznem króla Edwarda, syna Henryka VIII. Wbrew swoim chęciom zostaje szybko wplątana w sieć spisków, których głównym prowodyrem jest
zazwyczaj jej uwielbiany pan Robert Dudley.
Hanna to dziewczyna inna niż wszystkie. Bardzo ceni sobie
wolność i nie potrafi wyobrazić sobie, że po ślubie będzie musiała być
posłuszna we wszystkim mężowi. Woli nosić pludry zamiast sukien i pracować z
ojcem w drukarni, zamiast dbać o dom i trwać przy mężu. Każde jej spotkanie z
narzeczonym kończy się kłótnią.
Historię dojrzewania Hanny do miłości, małżeństwa i bycia
kobietą bez utraty wolności i swobody obserwujemy na tle wydarzeń dziejących się
wówczas na angielskim dworze.
Małoletni i chorowity król Edward umiera, wykluczając z
linii sukcesyjnej swoje siostry, Marię i Elżbietę. Królową zostaje lady Jane
Grey, wnuczka Marii Tudor, siostry króla Henryka VIII. Jej panowanie trwa całe
9 dni, po czym tron przejmuje jego prawowita dziedziczka – księżniczka Maria,
córka Henryka VIII i Katarzyny Aragońskiej.
Nasza Hanna-błaźnica zostaje
wysłana w roli szpiega przez Roberta Dudleya do księżniczki Marii. Dziewczyna
szybko zaczyna odczuwać sympatię do tej samotnej i pokrzywdzonej przez los
kobiety, która ma jeszcze w sobie siłę, by walczyć o to, co jej się należy. Hanna
staje się jedną z najbliższych sług Marii i pozostaje z księżniczką, gdy ta
wstępuje w końcu na tron Anglii. Towarzyszy królowej podczas jej sporów z
młodszą siostrą Elżbietą, obserwuje jej radość, gdy wychodzi za mąż za Filipa
Hiszpańskiego, euforię, gdy spodziewa się dziecka. Jest przy niej w chwilach
triumfu i słabości, pozostaje wierna, gdy inni się odwracają, widząc pewny
upadek i rozpacz królowej.
„Błazen królowej” jest czwartą częścią słynnego cyklu
tudorowskiego. Historie, jakie pani Gregory przedstawia nam opowiadając o
czasach, gdy na tronie Anglii zasiadali Tudorowie, mają w sobie coś magicznego.
Każda książka z tej serii, którą czytam, wciąga niemal od pierwszych stron, sprawia, że
przypominam sobie, dlaczego tak lubię akurat ten okres angielskiej historii i
budzi we mnie apetyt na więcej.
Bardzo byłam rada, iż tym razem będzie mi dane poznać
historię królowej Marii. Z jakiegoś powodu polubiłam jej osobę, chociaż
historia nie wypowiada się o niej zbyt pochlebnie i chciałabym jak najwięcej o
niej wiedzieć. Trochę szkoda, że to nie ona jest narratorką tej powieści.
Czego się spodziewałam? Ano spodziewałam się, że Maria
będzie przedstawiona jako twarda, pewna siebie królowa, która ostro dąży do
upatrzonego celu, jest dumna, wyniosła. Królewska. Nazwano ją Bloody Mary, tak
więc myślałam, że dostanę obraz takiego typowego kobiecego czarnego charakteru.
Tymczasem pani Gregory przedstawia nam zupełnie inną Marię –
samotną, zrozpaczoną kobietę, dla której najważniejszy jest Bóg i Anglia. Maria
wiele w swym życiu przeszła, wiele złych rzeczy. Wiele jej odebrano. Mimo to
potrafiła znaleźć w sobie siłę, żeby jeszcze walczyć o to, co jej się należy.
Miała wiele czułości dla Elżbiety, chociaż to na rzecz córki Anny Boleyn
została ogłoszona dzieckiem z nieprawego łoża. To matka Elżbiety pozbawiła
wszystkiego jej matkę.
Maria początkowo wcale nie przypomina Krwawej Mary z lekcji
historii. Jest kobietą, która chce przywrócić wiarę katolicką w swoim ukochanym
kraju, pragnie zbawienia swych poddanych i ich dobrego życia na ziemskim
padole. Chce okazać miłosierdzie tym, którzy podnosili na nią rękę i knuli
spiski. Chce być matką dla Anglii, kochaną starszą siostrą dla Elżbiety.
Maria nie planowała wychodzić za mąż. Pragnęła być
królową-dziewicą. Jednak obawa o utrzymanie katolicyzmu sprawiła, że poślubiła
Filipa Hiszpańskiego, największego księcia chrześcijaństwa. I chociaż poddanym
nie bardzo przypadło to do gustu (jak wiadomo, Anglicy i Hiszpanie kochali się
jak pies z kotem), Maria po raz pierwszy od dłuższego czasu była bardzo
szczęśliwa. Oto bowiem znalazła kogoś, komu mogła ufać, na kim mogła polegać i
kto darzył ją uczuciem. Już nie była samotna. Oczekiwanie na pierwszego potomka
dodatkowo sprawiło, że królowa jaśniała niczym słońce.
Jest mi żal biednej królowej Marii. Ok, sprowadziła
Inkwizycję do Anglii, torturowała i paliła na stosie ludzi, na których padł
chociaż cień podejrzenia, że wyznają inną niż katolicka wiarę. Ale była
przecież kobietą tak nieszczęśliwą, kobietą od której w końcu odwrócili się
prawie wszyscy. Czuła to samo, co jej matka Katarzyna, gdy Filip na jej oczach
flirtował z Elżbietą. Wszystkie życiowe niepowodzenia wpędziły ją w głęboką
depresję, sądziła, że Bóg spojrzy na nią łaskawiej, jeśli uda jej się wyplenić
zło w swym kraju.
Rozpisałam się o Marii, jednak to przecież Hanna jest główną
bohaterką tej powieści. Hanna, która czuje na swych plecach oddech Inkwizycji,
którą dusi wciąż zapach dymu ze stosu, na którym spłonęła jej matka. Hanna ma
dość uciekania, pragnie znaleźć w Anglii spokojny, bezpieczny dom i poniekąd w
końcu jej się to udaje. Jak wspomniałam wcześniej, obserwujemy jej przemianie z
przestraszonej, pragnącej wolności dziewczyny w piękną, dojrzałą i wciąż wolną
kobietę, która dodatkowo potrafi kochać bezwarunkową miłością i przebaczać.
Hanna jest jedną z nielicznych osób na dworze, która
potrafiła być lojalna zarówno wobec królowej Marii, jak i jej siostry Elżbiety,
którą również obdarzyła sympatią. Do tego dochodzi nasz drogi Robert Dudley,
któremu postanowiła służyć dobrowolnie.
Pani Gregory tym razem postanowiła nas obdarzyć nowymi
wątkami. Oprócz opisu sytuacji na królewskim dworze Anglii (a przy okazji także
co nieco o roli błaznów i bożych głupców), mamy też pewne wzmianki o tym, co
dzieje się w społeczeństwie. O działaniu Inkwizycji. O sytuacji Żydów w tamtym
okresie. O renesansowym dążeniu do pogłębiania swej wiedzy i zadawania coraz to
bardziej śmiałych pytań. Co nieco o alchemii i przepowiadaniu przyszłości.
I właśnie o to przepowiadanie przyszłości się martwiłam. Nie
byłam pewna, czy pani Philippie uda się tak sprawnie wmanewrować wątek
fantastyczny w powieść typowo historyczną, w której raczej się go nie
spodziewałam. Moje obawy jednak były płonne, bo wyszło to bardzo naturalnie.
Zdolność do przepowiadania przyszłości, którą ma Hanna, ten jej tak zwany Wzrok,
jest w zasadzie głównym powodem, dla którego trafiła na dwór. Zagłębiając się w
fakty historyczne, możemy się zorientować, że przecież renesans był takim
okresem, gdzie ludzie z jednej strony zaczynali pogłębiać swoją wiedzę na temat
świata i zaspokajać ciekawość, a z drugiej byli bardzo oddani Bogu i wierzyli w
cuda o wiele bardziej niż współcześni.
Podsumowując, lektura „Błazna królowej” była dla mnie samą
przyjemnością. W świetnie wykreowaną fikcyjną historię, pani Gregory
perfekcyjnie wplotła losy królowej Marii, jednej z najciekawszych jak dla mnie
europejskich władczyń. Nie nudziłam się ani przez moment i narobiłam sobie
apetytu na kolejne lektury z cyklu tudorowskiego. Dodatkowo mogłam poznać nieco
innej spojrzenie na postać księżniczki Elżbiety i późniejszej królowej Elżbiety
Wielkiej. A Hanna, główna bohaterka, zdobyła moją sympatię swoją naturalnością
i poglądami na kobiecą wolność, które bardzo przypadły mi do gustu. Trochę
raziło mnie, co prawda, jej uwielbienie dla Roberta Dudleya, jednak powinnam
sobie przypomnieć, że też kiedyś byłam nastolatką i że w tym wieku niezbyt
mądre lokowanie uczuć jest bardzo częste,
dlatego nie wpłynie to na moją końcową ocenę.
Moja ocena: 10/10
O kurczę zainteresowałaś mnie ty tytułem jeszcze bardziej. Z pewnością go przeczytam, bo jak wiesz mam w planach cały ten cykl, ale jak na razie za mną dopiero pierwszy tom. Już nie mogę się doczekać żeby zapoznać się z dalszymi losami angielskiej historii. :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę taka niesamowita? Zbyt pochopnie oceniłam widocznie. Zdziwiłam się. W takim razie muszę przeczytać! :)
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Od dawna planuję zabrać się za książki tej autorki :)
OdpowiedzUsuńDużo słyszałam o książkach tej autorki, konkretnie jednak się za niczym nie rozglądałam :)
OdpowiedzUsuńSpotkałam się już z ogromem zachwytów nad twórczością Philippy Gregory. Grzechem byłoby nie sprawdzić tego... :)
OdpowiedzUsuń