wtorek, 1 kwietnia 2014

16# Recenzja: Philippa Gregory - Błazen królowej






Lata 1548 – 1558. Hanna Verde, przechrzczona Żydówka, przybywa wraz z ojcem do Anglii, szukając w tym kraju schronienia przed hiszpańską Inkwizycją, przez którą na stosie spłonęła jej matka. Dziewczyna podróżuje w przebraniu chłopca i pomaga swemu ojcu, który zajmuje się drukowaniem i sprzedażą różnych dzieł, natomiast w przyszłości ma zostać żoną Daniela Carpentera, jednego z mieszkających w Londynie Żydów.
Pewnego dnia do założonej przez ojca Hanny drukarni przybywa dwóch dostojnych mężczyzn. Okazuje  się, że jeden z nich to Robert Dudley, syn najpotężniejszego człowieka w Anglii. Drugim natomiast jest John Dee, uczony, typowy człowiek renesansu i mentor Roberta. Hanna jest zachwycona młodym Dudleyem, który nie dość, że jest przystojnym mężczyzną, to jeszcze do tego wie, jak oczarować kobietę. Zarówno on, jak i John Dee zaczynają interesować się młodą dziewczyną, gdy odkrywają, że zobaczyła za ich plecami anioła.
Tym sposobem Hanna trafia na dwór, zostając sługą lorda Roberta i błaznem króla Edwarda, syna Henryka VIII. Wbrew swoim chęciom zostaje szybko wplątana w sieć spisków, których głównym prowodyrem jest zazwyczaj jej uwielbiany pan Robert Dudley.

Hanna to dziewczyna inna niż wszystkie. Bardzo ceni sobie wolność i nie potrafi wyobrazić sobie, że po ślubie będzie musiała być posłuszna we wszystkim mężowi. Woli nosić pludry zamiast sukien i pracować z ojcem w drukarni, zamiast dbać o dom i trwać przy mężu. Każde jej spotkanie z narzeczonym kończy się kłótnią.
Historię dojrzewania Hanny do miłości, małżeństwa i bycia kobietą bez utraty wolności i swobody obserwujemy na tle wydarzeń dziejących się wówczas na angielskim dworze.

Małoletni i chorowity król Edward umiera, wykluczając z linii sukcesyjnej swoje siostry, Marię i Elżbietę. Królową zostaje lady Jane Grey, wnuczka Marii Tudor, siostry króla Henryka VIII. Jej panowanie trwa całe 9 dni, po czym tron przejmuje jego prawowita dziedziczka – księżniczka Maria, córka Henryka VIII i Katarzyny Aragońskiej.

Nasza Hanna-błaźnica zostaje wysłana w roli szpiega przez Roberta Dudleya do księżniczki Marii. Dziewczyna szybko zaczyna odczuwać sympatię do tej samotnej i pokrzywdzonej przez los kobiety, która ma jeszcze w sobie siłę, by walczyć o to, co jej się należy. Hanna staje się jedną z najbliższych sług Marii i pozostaje z księżniczką, gdy ta wstępuje w końcu na tron Anglii. Towarzyszy królowej podczas jej sporów z młodszą siostrą Elżbietą, obserwuje jej radość, gdy wychodzi za mąż za Filipa Hiszpańskiego, euforię, gdy spodziewa się dziecka. Jest przy niej w chwilach triumfu i słabości, pozostaje wierna, gdy inni się odwracają, widząc pewny upadek i rozpacz królowej.

„Błazen królowej” jest czwartą częścią słynnego cyklu tudorowskiego. Historie, jakie pani Gregory przedstawia nam opowiadając o czasach, gdy na tronie Anglii zasiadali Tudorowie, mają w sobie coś magicznego. Każda książka z tej serii, którą czytam, wciąga niemal od pierwszych stron, sprawia, że przypominam sobie, dlaczego tak lubię akurat ten okres angielskiej historii i budzi we mnie apetyt na więcej.

Bardzo byłam rada, iż tym razem będzie mi dane poznać historię królowej Marii. Z jakiegoś powodu polubiłam jej osobę, chociaż historia nie wypowiada się o niej zbyt pochlebnie i chciałabym jak najwięcej o niej wiedzieć. Trochę szkoda, że to nie ona jest narratorką tej powieści.
Czego się spodziewałam? Ano spodziewałam się, że Maria będzie przedstawiona jako twarda, pewna siebie królowa, która ostro dąży do upatrzonego celu, jest dumna, wyniosła. Królewska. Nazwano ją Bloody Mary, tak więc myślałam, że dostanę obraz takiego typowego kobiecego czarnego charakteru.
Tymczasem pani Gregory przedstawia nam zupełnie inną Marię – samotną, zrozpaczoną kobietę, dla której najważniejszy jest Bóg i Anglia. Maria wiele w swym życiu przeszła, wiele złych rzeczy. Wiele jej odebrano. Mimo to potrafiła znaleźć w sobie siłę, żeby jeszcze walczyć o to, co jej się należy. Miała wiele czułości dla Elżbiety, chociaż to na rzecz córki Anny Boleyn została ogłoszona dzieckiem z nieprawego łoża. To matka Elżbiety pozbawiła wszystkiego jej matkę.
Maria początkowo wcale nie przypomina Krwawej Mary z lekcji historii. Jest kobietą, która chce przywrócić wiarę katolicką w swoim ukochanym kraju, pragnie zbawienia swych poddanych i ich dobrego życia na ziemskim padole. Chce okazać miłosierdzie tym, którzy podnosili na nią rękę i knuli spiski. Chce być matką dla Anglii, kochaną starszą siostrą dla Elżbiety.

Maria nie planowała wychodzić za mąż. Pragnęła być królową-dziewicą. Jednak obawa o utrzymanie katolicyzmu sprawiła, że poślubiła Filipa Hiszpańskiego, największego księcia chrześcijaństwa. I chociaż poddanym nie bardzo przypadło to do gustu (jak wiadomo, Anglicy i Hiszpanie kochali się jak pies z kotem), Maria po raz pierwszy od dłuższego czasu była bardzo szczęśliwa. Oto bowiem znalazła kogoś, komu mogła ufać, na kim mogła polegać i kto darzył ją uczuciem. Już nie była samotna. Oczekiwanie na pierwszego potomka dodatkowo sprawiło, że królowa jaśniała niczym słońce.

Jest mi żal biednej królowej Marii. Ok, sprowadziła Inkwizycję do Anglii, torturowała i paliła na stosie ludzi, na których padł chociaż cień podejrzenia, że wyznają inną niż katolicka wiarę. Ale była przecież kobietą tak nieszczęśliwą, kobietą od której w końcu odwrócili się prawie wszyscy. Czuła to samo, co jej matka Katarzyna, gdy Filip na jej oczach flirtował z Elżbietą. Wszystkie życiowe niepowodzenia wpędziły ją w głęboką depresję, sądziła, że Bóg spojrzy na nią łaskawiej, jeśli uda jej się wyplenić zło w swym kraju.

Rozpisałam się o Marii, jednak to przecież Hanna jest główną bohaterką tej powieści. Hanna, która czuje na swych plecach oddech Inkwizycji, którą dusi wciąż zapach dymu ze stosu, na którym spłonęła jej matka. Hanna ma dość uciekania, pragnie znaleźć w Anglii spokojny, bezpieczny dom i poniekąd w końcu jej się to udaje. Jak wspomniałam wcześniej, obserwujemy jej przemianie z przestraszonej, pragnącej wolności dziewczyny w piękną, dojrzałą i wciąż wolną kobietę, która dodatkowo potrafi kochać bezwarunkową miłością i przebaczać.
Hanna jest jedną z nielicznych osób na dworze, która potrafiła być lojalna zarówno wobec królowej Marii, jak i jej siostry Elżbiety, którą również obdarzyła sympatią. Do tego dochodzi nasz drogi Robert Dudley, któremu postanowiła służyć dobrowolnie.

Pani Gregory tym razem postanowiła nas obdarzyć nowymi wątkami. Oprócz opisu sytuacji na królewskim dworze Anglii (a przy okazji także co nieco o roli błaznów i bożych głupców), mamy też pewne wzmianki o tym, co dzieje się w społeczeństwie. O działaniu Inkwizycji. O sytuacji Żydów w tamtym okresie. O renesansowym dążeniu do pogłębiania swej wiedzy i zadawania coraz to bardziej śmiałych pytań. Co nieco o alchemii i przepowiadaniu przyszłości.
I właśnie o to przepowiadanie przyszłości się martwiłam. Nie byłam pewna, czy pani Philippie uda się tak sprawnie wmanewrować wątek fantastyczny w powieść typowo historyczną, w której raczej się go nie spodziewałam. Moje obawy jednak były płonne, bo wyszło to bardzo naturalnie. Zdolność do przepowiadania przyszłości, którą ma Hanna, ten jej tak zwany Wzrok, jest w zasadzie głównym powodem, dla którego trafiła na dwór. Zagłębiając się w fakty historyczne, możemy się zorientować, że przecież renesans był takim okresem, gdzie ludzie z jednej strony zaczynali pogłębiać swoją wiedzę na temat świata i zaspokajać ciekawość, a z drugiej byli bardzo oddani Bogu i wierzyli w cuda o wiele bardziej niż współcześni.

Podsumowując, lektura „Błazna królowej” była dla mnie samą przyjemnością. W świetnie wykreowaną fikcyjną historię, pani Gregory perfekcyjnie wplotła losy królowej Marii, jednej z najciekawszych jak dla mnie europejskich władczyń. Nie nudziłam się ani przez moment i narobiłam sobie apetytu na kolejne lektury z cyklu tudorowskiego. Dodatkowo mogłam poznać nieco innej spojrzenie na postać księżniczki Elżbiety i późniejszej królowej Elżbiety Wielkiej. A Hanna, główna bohaterka, zdobyła moją sympatię swoją naturalnością i poglądami na kobiecą wolność, które bardzo przypadły mi do gustu. Trochę raziło mnie, co prawda, jej uwielbienie dla Roberta Dudleya, jednak powinnam sobie przypomnieć, że też kiedyś byłam nastolatką i że w tym wieku niezbyt mądre lokowanie uczuć  jest bardzo częste, dlatego nie wpłynie to na moją końcową ocenę.


Moja ocena: 10/10

Wyzwania: Grunt to okładka, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu - 4,1cm, Klucznik

5 komentarzy:

  1. O kurczę zainteresowałaś mnie ty tytułem jeszcze bardziej. Z pewnością go przeczytam, bo jak wiesz mam w planach cały ten cykl, ale jak na razie za mną dopiero pierwszy tom. Już nie mogę się doczekać żeby zapoznać się z dalszymi losami angielskiej historii. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę taka niesamowita? Zbyt pochopnie oceniłam widocznie. Zdziwiłam się. W takim razie muszę przeczytać! :)

    shelf-of-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Od dawna planuję zabrać się za książki tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo słyszałam o książkach tej autorki, konkretnie jednak się za niczym nie rozglądałam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Spotkałam się już z ogromem zachwytów nad twórczością Philippy Gregory. Grzechem byłoby nie sprawdzić tego... :)

    OdpowiedzUsuń