wtorek, 24 czerwca 2014

MFB TAG: Moja pierwsza książka



Dość popularny ostatnio książkowy TAG zawitał i do mnie - dziękuję za nominację, Amelia!
A ponieważ lubię tego typu zabawy (i muszę się uczyć do egzaminu :P), postanowiłam szybciutko na pytania odpowiedzieć :)

ENJOY!




Jak rozumiem chodzi tutaj o lekturę szkolną. Pierwsza, którą pamiętam, to cienka książeczka o dość dużo mówiącym tytule - "Jak Wojtek został strażakiem".



Hm, z tym może być ciężko. Pamiętam, że podobały mi się "Dzieci z Bullerbyn", podobało mi się "W pustyni i w puszczy", "Akademia Pana Kleksa" i opowieści o doktorze Dolittle. Ale to nie była TA miłość. Więc kiedy była? Skłaniałabym się ku dwóm tytułom: "Ani z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery oraz "Władcy Pierścieni" Tolkiena.


 
Tutaj z wyborem akurat nie mam problemu. Pamiętam, że nie podobała mi się książka "O krasnoludkach i sierotce Marysi", ale to "Anaruka, chłopca z Grenlandii" obdarzyłam prawdziwą niechęcią.



Własnych pieniążków  jeszcze nie zarabiam, więc książka (a raczej książki), którą tutaj wskażę, będzie pierwszą, którą kupiłam, odkąd poszłam na studia i zamieszkałam w innym miejscu. Tak więc moimi pierwszymi "niby-samodzielnie-kupionymi" książkami są "Ogród ciemności" Anne Frasier oraz "Wyroki życia" Laury Lippman.



 Pierwszą książką, którą pamiętam, że pożyczyłam OD KOGOŚ, była pisana wersja Disneyowskiego "Dzwonnika z Notre Dame". A pierwsza pożyczona KOMUŚ? Nie bardzo pamiętam. Może "Zauroczenie" Margit Sandemo (pierwsza część mojej ukochanej Sagi o Ludziach Lodu)?



Nie mam takiej, no chyba, że liczą się szkolne podręczniki :P
Nie sprzedaję swoich książek.



Swoją pierwszą książkę zrecenzowałam rok temu, dokładnie na przełomie kwietnia i maja. Była to moja praca samokształceniowa na zajęcia z psychologii i mój wybór padł na "Kobietę w lustrze" Erika Emmanuela Schmitta.



No cóż, było ich kilka. W dzieciństwie zazwyczaj wynikało to z terminów w bibliotece, bo starałam się raczej zawsze doczytywać swoje książki. I tutaj znowu przywołam "O krasnoludkach i sierotce Marysi" - nawet jeśli była to pierwsza książka, której nie doczytałam do końca, po jakimś czasie udało mi się przeczytać ją od deski do deski. Natomiast pierwszą nieskończoną DO TEJ PORY książką będą "Nędznicy" Victora Hugo.



Trudne pytanie, bo nie zdarza mi się często płakać podczas lektury, a jeśli już przytrafiało mi się wzruszenie, raczej nigdzie tego nie odnotywałam. Nie wiem, jak wpłynęło na mnie książkowe zakończenie "Władcy Pierścieni", bo filmowe zawsze mnie wzrusza. Podobnie mogło być na zakończeniu Sagi o Wiedźminie, ale i ją czytałam dawno temu, więc nie pamiętam. Największe łzy roniłam kończąc "Trzy metry nad niebem" Federico Mocci, ale tutaj zadziałał również czynnik osobisty.



"W pustyni i w puszczy"? Bardzo możliwe. Zwłaszcza, że w mojej szkole bardzo lubili (my też lubiliśmy :P) robić nam małe seanse po zakończeniu omawiania lektur :)



Przypuszczam, że pierwszą serią, którą przeczytałam, była ta opowiadająca o przygodach Ani z Zielonego Wzgórza.



Pierwsza, którą sama czytałam? Napomykałam już o tym parę razy tu i tam :) Wielkie, bezobrazkowe wydanie Baśni Andersena ze szkolnej biblioteki. Natomiast pierwszą, którą pamiętam, że czytała mi ją mama, jest Biblia.



Zazwyczaj miałam to szczęście, że kiedy zabierałam się za jakąś serię, która bardzo mi się podobała, wszystkie (lub prawie wszystkie) jej tomy czekały na mnie grzecznie w bibliotece. Nigdy jakoś szczególnie nie wyczekiwałam na wydanie danej książki. Jedynym takim wyjątkiem było "Dziedzictwo" Christophera Paolini'ego - byłam zachwycona przygodami Eragona i chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. I taka w tym ironia, że do tej pory "Dziedzictwa" nie przeczytałam.



Miałam ochotę napisać tutaj pokrętną odpowiedź, której ogólne przesłanie brzmiałoby "Nie mam pojęcia" :D Bo co innego wyobrażać sobie, że fajnie by było żyć w danym książkowym świecie, a co innego naprawdę odczuwać chęć przeniesienia się tam. No i mam teraz rozkminę - wychodzi na to, że nigdzie nie chciałabym się przenieść, bo do każdego świata mam jakieś "ale".



Nie mam takiej książki. Zakochałam się w czytaniu, bo zakochałam się w czytaniu :) Takie kobiece tak, bo tak :)





Tym oto sposobem dotarliśmy do ostatniego pytania :) Powinnam teraz wytypować kilka osób, które przedstawią swoje odpowiedzi, ale wiem, że wielu z Was już zostało nominowanych przez kogoś innego. Dlatego nominuję WSZYSTKICH! :D
Niech każdy czuje się wolny i - jeśli tylko ma ochotę - bierze udział w zabawie :)

A ja dzisiaj już się żegnam i tym wszystkim biedakom, którzy tak jak ja, mają jeszcze egzaminy do zdania, życzę powodzenia i owocnej nauki!


5 komentarzy:

  1. O widzisz, przypomniałaś mi o Eragonie. Też czekałam na kolejny tom (ten czerwony, nie pamiętam tytułu), nawet siostra chciała mi kupić na urodziny, ale jakoś się nie doczekałam i do tej pory nie znam dalszych losów bohaterów :P

    Dzięki i Tobie również powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako dziecko zaczytywałam się w Ani z Zielonego Wzgórza :) wspaniała seria!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy pierwszej lekturze też przypomniałam sobie o Wojtku, ale nie byłam pewna, w której to klasie dokładnie ją czytałam. O Matko, jak mogłam zapomnieć u siebie o Anaruku! Jak ja go nienawidziłam!!:)

    Powodzenia na egzaminach!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiele z tych książek pamiętam z dzieciństwa, szczególnie chyba "Anię z Zielonego Wzgórza". A z ekranizacją było chyba podobnie u mnie z tego co pamiętam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak tu nie kochać "Ani z Zielonego Wzgórza"? Czytając Twojego posta wróciłam myślami do dzieciństwa i to było miłe :)

    OdpowiedzUsuń