wtorek, 19 maja 2015

37# Recenzja: Rebecca Lim - Mercy. Miłosierna






Obudziła się po raz kolejny. W innym ciele, w samym sercu życia innej dziewczyny. Mieszka w niej niczym pasożyt, kieruje jej ciałem, myślami i słowami, które wypływają z jej ust. Dlaczego się tutaj znalazła? Jakie zadanie ma do wypełnienia tym razem? Komu pomóc? I kiedy to się skończy?

Ma na imię Mercy i nie wie, kim jest.

Tym razem ocknęła się w ciele nastolatki o imieniu Carmen, drobnej, niepozornej śpiewaczki zmierzającej wraz ze szkolnym chórem na koncert do małego miasteczka Paradise. Na czas pobytu dziewczęta będą pomieszkiwać u lokalnych rodzin. Nasza bohaterka trafia do Daley’ów – rodziny, nad którą wisi ponura trauma. Dwa lata temu zaginęła ich córka, Lauren, i do tej pory nie została odnaleziona. Rodzice utracili już wiarę w jej powrót i próbują pogodzić się ze stratą. Brat dziewczyny, Ryan, stara się na własną rękę szukać siostry i nie raz przez to wpakował się w kłopoty.

Mercy czuje, że dla Lauren może jeszcze nie być za późno. Z nieznanych sobie przyczyn postanawia pomóc Ryan’owi w poszukiwaniach. Musi jednak pamiętać, że to życiem Carmen teraz żyje i o jej dobro również powinna zadbać.



Anioł. To słowo kojarzy nam się z pięknym, niebiańskim duchem z wielkimi skrzydłami, który czuwa nad słabym człowiekiem lub unosi ognisty miecz walcząc ze złem.
Mercy jest aniołem. Podobno. Bo chociaż oficjalny opis fabuły powieści nas o tym informuje, tak w powieści to słowo pada może dwa razy i to wcale nie w odniesieniu do tego, jakiego rodzaju bytem jest główna bohaterka. Jej rzekoma anielskość kojarzyła mi się nieco z aniołami z Supernatural. Czyżby powiew inspiracji?

Fabuła książki biegnie w zasadzie dwoma torami. Pierwszy dotyczy tego, o czym wspomniałam wyżej – to jest nadprzyrodzoności głównej bohaterki. Wiemy o niej tylko tyle, ile wie ona sama. Czyli prawie nic. Poznajemy Luca – pięknego młodego mężczyznę, który zawsze przychodzi do niej w snach i udziela rad. Można by się było pokusić o stwierdzenie, że Mercy trochę się w nim podkochuje, ale dla mnie to wyglądało bardziej, jak zauroczenie uczennicy mistrzem.

Luc najwyraźniej wie, czym jest Mercy i dlaczego wędruje po ciałach innych dziewczyn, jednak nie kwapi się, żeby jej o tym powiedzieć. Czasem rzuci jakąś tajemniczą uwagę i zawsze przestrzega przed tajemniczymi ośmioma, którzy rzekomo czyhają na życie naszej protagonistki.

Drugi tor fabularny dotyczy ziemskiego życia Mercy – czy może raczej dziewczyny, w której ciele się znalazła – i to właśnie ten tor przeważa. Nie skupiamy się na szukaniu odpowiedzi na pytania o sens życia tożsamość naszego niby-aniołka ani cele jej wędrówki, chociaż dowiadujemy się tego i owego o jej przeszłości. Naszym priorytetem jest pomoc Ryan’owi w znalezieniu siostry. Najlepiej żywej. I chodzenie na próby chóru.

Na początku miałam problem z wciągnięciem się w fabułę tej powieści, ale potem poszło już z górki. Stylistycznie jest bardzo przyjemnie, a więc i czyta się dobrze i leciutko. Wątek z porwaną Lauren może i trochę przewidywalny (zwłaszcza, jeśli ktoś się naczytał kryminałów), ale mimo to ciekawy. Mnie się udało rozwikłać zagadkę i nie wiem, czy mam sobie gratulować czy raczej być zawiedzioną, że nie było trudniej. Chociaż w sumie… Nie jestem zawiedziona. Nie jestem zawiedziona nawet tym, że aniołów było mało. Autorka tak sprytnie wyważyła oba światy, że wszystko razem wyszło bardzo ładnie. Udało jej się stworzyć pewien specyficzny, lekko niepokojący klimat, który sprawia, że chętnie zrobiłabym z tej powieści grę w typie horroru, chociaż sama historia horrorem nie jest.
Podobało mi się.

Polubiłam Mercy. Spodziewałam się, że będzie jedną z tych słodkich, potulnych, raczej cichych księżniczek do ratowania, w których zakochują się największe ciacha w szkole. A tu proszę! Dziewczyna z pazurem, która potrafi o siebie zadbać i powalczyć słowem.
Mam nadzieję, że dane mi będzie poznać jej dalsze losy. Polskie wydania – czekam na was!


 

 





                   Książkowe Wyzwanie 2015



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz