sobota, 9 maja 2015

36# Recenzja: Ava Dellaira - Kochani, dlaczego się poddaliście?






Opowiem Wam teraz o krótkiej historii pewnej krótkiej miłości. Pewnego dnia Mały Aniołek urządzał sobie spacery po królestwie  pewnym markecie i w jej małe rączki wpadła pewna książka. Książka miała tak cudowną okładkę, że ach i Aniołek doskonale już wcześniej o tym wiedziała. Tak, jak wiedziała, o czym jest owa książka i w sumie to nie miała zamiaru jej czytać. Mimo to otworzyła, przeczytała jedną stronę i przepadła. Koniec historii.



Laurel właśnie zaczęła naukę w liceum. Nie zna tam nikogo i nieszczególnie pragnie zdobyć przyjaciół. Odezwała się zaledwie raz czy dwa, gdy została o coś zapytana przez nauczyciela. Pewnego dnia w ramach zadania domowego jej klasa ma napisać list. Adresat może być dowolny – o ile jest nim osoba, która już nie żyje.
Ta jedna drobna praca domowa zapoczątkowuje cały szereg bardzo osobistych listów, które Laurel pisze do zmarłych sławnych ludzi, którzy z różnych powodów są jej bliscy – do Kurta Cobaina, Amy Winehouse, Jima Morrisona, Janis Joplin, Amelii Earhart i kilku innych. Listy te są swego rodzaju pamiętnikiem, dzięki któremu dziewczyna powoli próbuje uporać się z tragedią, która ostatnio spotkała jej rodzinę.




Laurel miała starszą siostrę. May była ucieleśnieniem wszystkich cnót – zawsze wyglądała pięknie, miała dobre oceny, rówieśnicy ją podziwiali, robiła same fajne rzeczy i potrafiła pogodzić skłóconych rodziców. Laurel podziwiała ją i kochała tak mocno, jak tylko młodsza siostra potrafi kochać starszą. Najbardziej bolało ją, kiedy May była smutna, dlatego starała się nie mówić i nie robić niczego, co mogłoby sprawić jej przykrość.
A teraz May nie żyje. I Laurel w głębi serca czuje, że to jej wina. 


Rodzice rozwiedli się na długo przed tym. Po śmierci May mama wyjechała do swej wymarzonej Kalifornii. Laurel została sama ze swoim bólem i jedynie zmarli potrafią jej wysłuchać.




Tak mniej więcej prezentuje się istota książki, która potrafiła mnie porwać po przeczytaniu zaledwie jednej strony. Laurel jest genialną narratorką, słowa pisane jej ręką czyta się z przyjemnością, chociaż niewiele jest w nich radości. Książka zaczyna się w najtrudniejszym momencie życia dziewczyny – więc już na wstępie nie jest wesoło. Jej siostra nie żyje. Osoba, która była słońcem, w którego blasku Laurel mogła się ogrzewać. Teraz to słońce zniknęło z nieba w wielkim rozbłysku umierającej gwiazdy. W życiu Laurel zapanowało zimno i wszechogarniający mrok. Musi jednak żyć dalej i jakoś uporać się ze stratą. Wybiera liceum, w którym nikt nie znał jej siostry – nie potrzebuje spojrzeń pełnych litości i ciągłych pytań o May i o to, jak sobie bez niej radzi. Zaczyna naśladować May, pożycza jej ciuchy, stara się zachowywać tak, jak zachowałaby się w danej sytuacji jej siostra. 


Życie Laurel rusza do przodu, jednak cień May ciągle nad nią wisi. I poczucie winy.  Wszystko to zawarte jest w pisanych przez nią listach. Razem z Laurel ruszamy w podróż do jej wnętrza, w czasie której dziewczyna odnajduje siebie taką, jaka jest naprawdę i godzi się z tym, co stało się z jej siostrą.




Polubiłam główną bohaterkę. Bardzo ją polubiłam. Polubiłam jej przyjaciół i to, jak w każdej chwili mogli na siebie liczyć. Jak potrafili się wspierać samym jedynie uśmiechem, nie zadając zbędnych pytań. Rozumiałam Laurel, rozumiałam jej ból, jej miłość i tęsknotę za siostrą.

Był też pewien chłopiec, było zakochanie i pierwszy związek bez zbędnej słodyczy.
 

Jak wspominałam już dwa razy byłam zakochana w tej książce już po pierwszej stronie. No właśnie. Byłam. Całość podobała mi się, owszem, i na pewno mogę ją zaliczyć do jednych z najlepszych książek tego roku. Jednak to uczucie zakochania ulotniło się po jakimś czasie, a powieść skopała mnie emocjonalnie.
Nie polecam czytać jej w gorsze dni, chyba że ktoś jest masochistą. Wtedy – proszę bardzo. Czytaj i płacz. Rozpaczaj nad swym losem.

No dobrze, może troszkę przesadzam. Ja nie płakałam. Nie wzruszałam się. Ale odczuwałam takie ciężkie, dołujące uczucie smutku. Bo taka właśnie jest ta książka. Niesamowicie smutna.






Wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostuKsiążkowe Wyzwanie 2015



Ava Dellaira, Kochani, dlaczego się poddaliście? (Love Letters to the Dead), Wydawnictwo Amber, 
300 stron


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz