sobota, 5 września 2015

45# Recenzja: Oliver Bowden - Assassin's Creed. Renesans




XV wiek, Włochy. Ezio Auditore jest synem bogatego i liczącego się florenckiego kupca, który ma odziedziczyć rodzinny interes. Pilnie uczy się fachu od swojego ojca, a wolne chwile przeznacza na szwendanie się po mieście, urządzanie wyścigów po dachach z jednym ze swoich braci, zaloty do pięknej Cristiny Calfucci oraz potyczki z odwiecznym wrogiem, Vieri’m z rodziny Pazzi.

Pewnego dnia jednak coś mocno idzie nie tak i rodzina Ezia zostaje posądzona o zdradę. Jego ojciec i dwaj bracia zostają szybko i niesprawiedliwie osądzeni, a następnie straceni przez powieszenie. Nasz bohater musi zmykać z Florencji, bo i jego życie jest w niebezpieczeństwie, co czyni pospiesznie, zabierając ze sobą swoją siostrę Claudię i poddenerwowaną matkę. Schronienie znajduje u wuja Maria, który ujawnia mu od dawna skrywany rodzinny sekret. Otóż ród Ezia od zarania należy do tajemniczego zakonu asasynów, którego głównym zadaniem jest obrona ludzkości przed innym tajemnym zakonem – templariuszami – który, naturalnie, chce przejąć władzę na światem jak zwykle, a także poszukiwanie rozproszonych po świecie kart z Kodeksu, które rzekomo mają zawierać pewne proroctwo (a przy okazji schematy budowy czaderskich broni). Kodeks jest również na celowniku templariuszy i oba ugrupowania zaciekle się o niego biją, chociaż żadne nie ma pojęcia, czego dotyczy proroctwo i czy w ogóle jest prawdziwe (brzmi logicznie).

Nasz Ezio – ku rozczarowaniu swego wuja – nie bardzo zainteresowany jest działaniem asasynów i chce przede wszystkim skupić się na swym nowym celu życiowym – zemście na wszystkich, którzy przyczynili się do nieszczęść jego rodziny. Szybko okazuje się, że ci „wszyscy” są templariuszami, a misja naszego Ezia zaczyna znaczyć o wiele więcej, niż zwykła zemsta…



„Assassin’s Creed. Renesans”, czyli pierwsza część książkowej serii o zakonie asasynów, została oparta o fabułę gry „Assassin’s Creed II”. Nie miałam okazji zagrać w żadną grę z tego uniwersum, słyszałam jednak o niej i zawsze kojarzyła mi się z panami w białych kapturach na łebkach. Ogólnie jestem bardzo za tym, żeby historie z gier pojawiały się jako słowo pisane, bo często zdarza się, że ich fabuły są tak genialne, że aż samemu chce się zacząć pisać.

W tym wypadku również było całkiem dobrze. A raczej historia była dobra i ciekawa (chociaż zakończenie mi się nie podobało), a wszystko poległo na wykonaniu.

Pan Bowden zdecydowanie nie podołał zadaniu. Jego styl okazał się niedopracowany i suchy. Nie grałam w grę, a mimo to mogłabym dokładnie wskazać, co po kolei musiał zrobić gracz, jakie dostawał zadania, kiedy walczył z bossem, zdobywał skill’e, a raz nawet pojawiło się coś na kształt opisu sterowania. Dialogi między bohaterami wyglądały jak żywcem przeniesione z gry i momentami ich sztuczność aż kłuła w oczy. Nasz Ezio tuptał od postaci do postaci, dostawał zadanie, wypełniał je, a w nagrodę dana postać dawała mu sztylet, pieniądze, ważne pismo urzędowe… Pojawiło się nawet słynne przeszukiwanie zwłok – tylko czekałam, aż Ezio zacznie znajdować przy trupach dziwaczne rzeczy, jak na przykład w „Wiedźminie”, gdzie po zabiciu wilka można było znaleźć przy nim wilczą skórę, zbroję i trochę pieniędzy.

Bardzo kulała też sfera czasu. Pojawiały się zdania typu „Ezio dokończył szkolenie i pozostał tam jakiś czas”, potem przy spotkaniu ze znaną nam postacią dowiadywaliśmy się, że postać wyglądała o wiele starzej, a kilka stron dalej Ezio wzdychał, że upłynęło już osiem lat. Hę? Niby kiedy? Jak? Autor uwielbiał zaskakiwać takimi przenosinami w przyszłość. Na jednej stronie bohater ma 20 lat, na następnej robi coś przez „jakiś czas”, a na kolejnej jest kilka lat później. Istny podróżnik w czasie.

Narzekam i narzekam, ale w zasadzie polubiłam naszego Ezia, chociaż czasami zachowywał się głupio i myślał, że ubierając na głowę BIAŁY kaptur, nie będzie się rzucał w oczy. Ale może tak właśnie wyglądał typowy mieszkaniec Italii epoki wczesnego renesansu, a ja się zwyczajnie nie znam. Spodobał mi się też pomysł z wpleceniem w fabułę autentycznych postaci historycznych (chociaż tutaj ukłon należy się mądrym osóbkom, które stworzyły elementy fabularne gry) – na drodze naszego asasyna pojawiają się między innymi ród Medicich, Niccolo Machiavelli, Caterina Sforza, Leonardo da Vinci (mój ulubieniec!) czy Rodrigo Borgia jako główny boss.

Seria „Assassin’s Creed” liczy obecnie 8 tomów i mam zamiar wszystkie je przeczytać, chociaż wiem, że przeprawa może być trudna. „Renesans” męczyłam około 2 tygodni, zdarzało się jednak, że historia na moment mnie wciągała, więc będę się trzymać nadziei, że może autor swój warsztat w miarę upływu czasu poprawił…






ASSASSIN'S CREED

1.Renesans  I  2.Bractwo  I  3.Tajemna krucjata  I  4.Objawienia  I  5.Porzuceni  I  6.Czarna Bandera  I  7.Pojednanie  I  8.Underworld



Oliver Bowden, Assassin's Creed. Renesans (Assassin's Creed: Renaissance), tom 1, 
Wydawnictwo Insignis, 488 stron 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz