sobota, 22 listopada 2014

32# Recenzja: Katarzyna Berenika Miszczuk - Wilk


Margo Cook przeprowadza się wraz z rodzicami z Nowego Jorku do małego miasteczka. Ich nowy dom posiada własny ogród, jednak leży bardzo blisko lasu, w którym grasują wilki. To od tych zwierząt miejscowość otrzymała swoją nazwę – Wolftown.
Nowe miejsce oznacza również nową szkołę – i to w połowie semestru. Margo zdecydowanie nie jest zachwycona pomysłem rodziców, jednak nic nie może na to poradzić. Gdy następnego dnia udaje się na lekcje, prosi o pomoc jedną z uczennic. Tak się akurat szczęśliwie składa, że jej nowa znajoma to Ivette, Francuzka, która na początku roku szkolnego zamieszkała w mieście. Dziewczyny szybko się zaprzyjaźniają i zaczynają dzielić z sobą sekrety. Margo próbuje podrywać jeden ze szkolnych przystojniaków, jednak jej zainteresowanie wzbudza o wiele bardziej grupa metalowców, a szczególnie małomówny Max Stone, obok którego siedzi na historii sztuki.
Oprócz zwyczajnych, nastoletnich problemów, Margo ma też jeden, który ją przeraża – odkąd zamieszkała w Wolftown, dręczą ją koszmary o wilku.

Zarys fabuły wydaje się niezbyt obiecujący – ot, kolejny paranormal romance, w którym pewnie ukochany bohaterki okaże się wilkołakiem, a ktoś będzie dybał na jej życie. Otóż nie. Nie dajcie się zwieść!

Nie ma tutaj żadnych wilkołaków – tylko nauka! Trochę naciągana, ale jednak nauka. Bardzo dobrze to sobie autorka wszystko obmyśliła. Dodatkowo Margo jest taką bohaterką, której po prostu nie sposób nie polubić. To właśnie ona jest narratorką i przekazuje nam swoją historię z dużą dawką poczucia humoru i ironii, tak charakterystycznych dla stylu Katarzyny Bereniki Miszczuk. Po prostu uwielbiam ten styl! Gdyby to ktoś inny pisał tę historię, pewnie wyszedłby z tego gniot. Ale pani Katarzyna tak to wykreowała, że przypomina to nieco świetną parodię paranormali.

Należy też zwrócić uwagę, że gdy tworzyła tę historię, miała 15 lat. Widać w niej rozwijający się talent pisarski, zamiłowanie do biologii i dużą wiedzę w tym zakresie. W życiu bym nie wpadła, że takie właśnie będzie rozwiązanie wilczej zagadki.

Na początku można przypuszczać, że w powieści pojawi się kolejna rzecz charakterystyczna dla paranormali – trójkąt miłosny. Margo jest podrywana przez szkolnego amanta, ale gdy się orientuje, że chodziło mu tylko o jedno, chłopina dostaje od niej po nosie. Oczywiście, jako popularny sportowiec nie potrafi znieść takiego upokorzenia i postanawia się na Margo zemścić wraz z grupą innych popularnych.

W książce pojawia się też jazda na motorach, ganianie nocą po lesie, wymykanie się z pokoju, zabawa w szpiega i pewien popularny myśliwy, który najchętniej strzelałby do wszystkiego, co się rusza.

Gdy Margo wreszcie odnajduje się z Maxem, dziewczyna robi to, co wiele nastolatek (zwłaszcza w powieściach) – wzdycha i wychwala swojego ukochanego pod niebiosa. Jednak Margo robi to z takim wdziękiem i humorem, że czytelnik tylko uśmiecha się pod nosem i pozwala jej na to. Niech się dziewczyna nacieszy miłością.

Czytanie „Wilka” było samą przyjemnością, chociaż w ostatecznym rozwiązaniu co nieco mi zgrzytało (między innymi dość dziwaczne dialogi między nastolatkami a „tymi złymi”, którzy zachowywali się trochę jak złoczyńcy z kreskówek). W sumie to żałowałam, że nie wypożyczyłam sobie od razu „Wilczycy”, bo poznałabym za jednym razem całość historii. Wcześniej czytałam tylko jedną książkę pani Miszczuk „Ja, diablicę” której tytułu nie umiem odmieniać, która wprawiła mnie w stan książkowego kaca – pierwszy raz od dłuższego czasu. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że chętnie zapoznam się z innymi książkami tej autorki. Biorę w ciemno.

Tak więc, jeśli lubicie humor, chcecie się pośmiać podczas lektury, a przy okazji poznać ciekawą, oryginalną historię – wybierzcie „Wilka”. Nie jest idealny, ale zdecydowanie pomaga się odprężyć.


Moja ocena: 8/10







WILK

1.Wilk  I  2.Wilczyca




piątek, 14 listopada 2014

The Series Friday 1# : Kiera Cass - The Selection (part 1)





Witajcie, Gołąbki!



Przychodzę dzisiaj do Was z nowym cyklem recenzenckim, w którym mówić Wam będę o przeczytanych przeze mnie ostatnio seriach, które warto polecić, które były świetne, dobre, zwyczajne lub po prostu słabe. Na pierwszy ogień zamierzam wziąć serię Kiery Cass, która ostatnio cieszy nasze oko pięknymi okładkami ze stron blogów i półek księgarni.



„The Selection” teoretycznie jest trylogią, ale autorka chyba zmieniła zdanie co do ogólnej koncepcji tej historii, bo słyszałam, że w przyszłym roku ma się pojawić część czwarta. Jak będzie, zobaczymy, ale ja już teraz mogę powiedzieć, że zupełnie nie mam nic przeciwko temu :)



Przenosimy się w przyszłość. Świat przetrwał już III wojnę światową i uszedł cało z IV. Stany Zjednoczone upadły, miały swoje przygody z Chinami i dzięki pewnemu osobnikowi Gregory’emu Illei przekształciły się w nowe państwo, które pan Illea skromnie nazwał swoim nazwiskiem i został jego królem, zmieniając ustrój na monarchię, a społeczeństwo dzieląc na 8 kast.
Poziom życia maleje wraz z wzrostem numeru kasty, tak więc Jedynkami jest rodzina królewska, a Ósemkami bezdomni i żebracy.

Żeby było sprawiedliwie i symbolicznie oraz ku zadowoleniu ludzi, król wymyślił, że każda kolejna królowa powinna pochodzić z ludu. Tak powstały Eliminacje.

Gdy książę Illei kończy 19 lat, każda dziewczyna w odpowiednim wieku może złożyć aplikację, aby mieć szansę zostać jego żoną. Spośród wszystkich losowane jest 35 dziewcząt, które następnie przybywają do pałacu, aby książę mógł je poznać. Młode kobiety uczone są tego, co powinna umieć księżniczka i przyszła królowa, wypełniają stawiane przed nimi zadania i spędzają czas z księciem.
Następca tronu eliminuje te, z którymi nie znalazł wspólnego języka lub które w jakiś sposób złamały regulamin, aż wreszcie pozostaje finałowa szóstka – Elita – a następnie trójka, w której znajduje się przyszła żona księcia i następna królowa Illei.

Z kolei młodzi mężczyźni przechodzą Pobór – są losowani do służby w wojsku i, albo stają się strażnikami króla (co jest świetnym wyjściem, bo numer ich kasty magicznie winduje do liczby 2), albo wysyłani za granicę na front (co jest wyjściem nieco gorszym, gdyż zazwyczaj na tym froncie umierają).



W części pierwszej poznajemy naszą protagonistkę – Americę – która jest Piątką. Numer pięć to kasta artystów, tak więc i nasza bohaterka udziela się jako muzyk, podbijając tym dochody rodziny. I w zasadzie jest nawet całkiem szczęśliwa – robi, to co lubi i ma chłopaka. O którym nikt nic nie wie. Bo ów chłopak, przystojny Aspen, jest Szóstką, czyli stoi niżej w hierarchii społecznej i świat niekoniecznie zaakceptuje ich związek.

Maxon, obecny następca tronu, jest właśnie w wieku rozpłodowym  osiąga odpowiedni wiek, aby wybrać sobie księżniczkę. W związku z tym w całym kraju następuje szał składania aplikacji przez młode dziewczęta, z których zostanie wybrana przyszła królowa. America jest akurat w idealnym wieku, aby wziąć udział w Eliminacjach, jednak ma gdzieś naszego księcia. Inni jednak (włącznie z jej własnym chłopakiem) uważają, że to wielka szansa i nakłaniają dziewczynę do złożenia aplikacji. Jak można się było spodziewać, America zostaje wybrana do grona 35 kandydatek, które udadzą się do pałacu, aby zdobyć miłość księcia i nowe sukienki.

Pierwszy tom serii opowiada o początkowym etapie Eliminacji i tym, jak America radziła sobie w pałacu. Aspen z nią zerwał, zanim wyjechała, bo ośmieliła się fundnąć mu kolację, więc to nowe życie jest dla niej swojego rodzaju ucieczką. Dziewczyna proponuje księciu Maxonowi bardzo korzystny układ, dzięki któremu rodzi się między nimi przyjaźń.

Mamy też od czasu do czasu ataki buntowników – z Północy i z Południa (coś nie ma zbyt wielu przyjaciół ten obecny król). Jedni są bardzo agresywni i żądni krwi, drudzy natomiast wynoszą coś z pałacu od czasu do czasu. Ja jednak przez całą powieść nie mogłam się zorientować, którzy są którzy. I nie wiem, czy była to wina mojej biednej mózgownicy, tłumaczenia, czy po prostu autorka też się nie mogła zdecydować.



Druga część serii rozpoczyna się mniej więcej wtedy, gdy w pałacu zostaje tylko 6 dziewczyn, czyli właśnie tytułowa Elita. Jak można się spodziewać nasza główna bohaterka jest wśród szczęśliwej szóstki. Co więcej – w pałacu jest też jej były niedoszły, Aspen. I nie, nie trafił tam jako zabłąkany kandydat na księżniczkę, a po prostu przeszedł Pobór i trafiła mu się służba w pałacu. Szczęściarz. Aspen próbuje odnowić swój związek z Americą i jest zazdrosny o księcia Maxona. Książę Maxon nie ukrywa, że chętnie widziałby Americę u swego boku i nic nie wie o Aspenie. A America sama nie wie, czego chce, bo tutaj ma Aspena, który jest dla niej symbolem bezpieczeństwa, a z drugiej strony jest Maxon, który zachowuje się, jakby ją kochał, ale w sumie to jej tego nie powiedział i śmie się spoufalać z innymi dziewczynami z Elity, więc pewnie jej nie kocha.
Nasza protagonistka buja się niczym wahadełko od jednego pana do drugiego. A tymczasem nasila się problem buntowników, robi się troszkę niebezpiecznie i pojawia się pewna brutalna scena, którą czytałam z otwartą buzią, bo nie spodziewałam się tego w tej książce.



W trzeciej części jesteśmy coraz bliżej końca Eliminacji. America w zasadzie już wie, że to Maxona kocha, boi się jednak wyznać księciu swoje uczucia, bo co, jeśli złamie jej serce i wybierze inną? No i jest jeszcze ten nieszczęsny Aspen, który wciąż w jej życiu odgrywa ważną rolę. Dziewczyn jest już mniej, stosunki między nimi bardzo się zmieniły, dopiero teraz czuć prawdziwą rywalizację. Ojciec Maxona – pan król – nie cierpi naszej Americi i stara się jej utrudniać życie. Wątek buntowników rozwija się jeszcze bardziej, poznajemy motywy ich działania. Nasze pałacowe reality show pt. „Książę szuka żony” powoli zbliża się do końca. 




RYWALKI – zdecydowanie najlepsza część serii. Dobry, wciągający kawał lektury zapowiadający kolejną świetną antyutopię. 


 
ELITA – coś się niedobrego tutaj porobiło. Odkąd w pałacu pojawił się jej były, nasza główna bohaterka zaczęła świrować i gdzieś zgubiła zdrowy rozsądek. Raz chce być z księciem Maxonem, by chwilę później chcieć wrócić do Aspena. Jej zachowanie potrafiło być strasznie irytujące, zwłaszcza kiedy wątpiła w uczucia Maxona, który powtarzał jej, że chętnie ją poślubi, jeśli tylko będzie wiedział, że ona też tego chce. To miotanie się Americi i tak nie było aż tak wielkie, jak się spodziewałam po innych recenzjach. Chociaż czasami miałam ochotę wywracać oczami i robić głupie miny. W zasadzie miałam wrażenie, że Maxon jest tam jedyną rozsądną osobą. Chciał być z Americą, ale że ta kręciła na niego nosem, to próbował poznać też inne dziewczyny – w końcu jakąś księżniczkę wybrać musiał.
Nie chcę jednak źle oceniać naszej bohaterki, bo mam nawet wytłumaczenie dla jej zachowania. Za dużo psychiatrii i psychologii na studiach. Rozumiem ją. I troszkę mnie to martwi. Ale, ale… lekturze towarzyszyły też inne emocje – zwłaszcza w związku z ową sceną, o której wspomniałam wyżej i  którą czytałam z otwartą buzią. To było strasznie, strasznie niespodziewane.

JEDYNA – tę część umieściłabym w rankingu fajności pomiędzy dwiema poprzednimi. Była zdecydowanie lepsza niż „Elita”, ale nie tak świetna jak „Rywalki”. Podobało mi się to, co narodziło się pomiędzy dziewczynami. Zakończenie – trochę bajkowe – ale mnie jak najbardziej odpowiadało. 




Nie mam pojęcia, co takiego ma w sobie ta seria, ale uwielbiam ją. Chciałam poczytać coś lekkiego, fajnego, przy czym będę się dobrze bawiła i zniknęłam na tydzień w Illei. Przeczytałam w tym czasie wszystkie trzy części powieści plus opowiadania „The Prince” i „The Guard”, które w tym miesiącu zagoszczą w Polsce w tomiku zatytułowanym „Książę i Gwardzista”.

Jestem świetnym dowodem na to, że książka wcale nie musi być idealna, żeby uwieść czytelnika.



 

 




Kiera Cass, Rywalki (The Selection), tom 1, Wydawnictwo Jaguar, 336 stron
Kiera Cass, Elita (The Elite), tom 2, Wydawnictwo Jaguar, 328 stron
Kiera Cass, Jedyna (The One), tom 3, Wydawnictwo Jaguar, 329 stron


Wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu - 2,5 cm + 2 cm + 2,5 cm



niedziela, 9 listopada 2014

31# Recenzja: Sarah Lotz - Troje








~urwana notatka zostawiona przez
 blogerkę LittleAngel po przeczytaniu powieści „Troje”





Wyzwania: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu - 3,1 cm 

Lotz Sarah, Troje (The Three), Wydawnictwo Akurat, 479 stron 


wtorek, 4 listopada 2014

5# Płacz portfela czyli stosik targowy




Witajcie!
Parę dni temu zaczął się nam listopad i mam nadzieję, że będzie to piękny listopad (chociaż mnie przywitał za pomocą przeziębienia, co samo w sobie jest dziwne, bo ja raczej z reguły nie choruję).
Październik był dla mnie dobrym miesiącem pod względem czytelniczym - wszystko dzięki temu, że miałam prawie same wykłady i jedyne przygotowania, jakie musiała czynić w związku ze studiami dotyczyły mojej raczkującej jeszcze pracy licencjackiej. 

Zostało mi już jednak tylko dwa tygodnie sielanki, bo od połowy listopada zaczynam praktyki, a to wiąże się ze wstawaniem o 5 rano, pracą i ostrym zakuwaniem na kolejny dzień. W tych ciężkich chwilach będą mi towarzyszyć moje małe pocieszacze, które znalazły się u mnie dzięki krakowskim targom.

Panie, Panowie! Przed Wami Pocieszacze :)




Co my tu mamy? (Od dołu)

Gdy dowiedziałam się, że wychodzi polska książka osadzona w Uniwersum Metro - której akcja w dodatku dzieje się w Krakowie - wiedziałam, że muszę mieć ją na swojej półce. Była jednym z moich targowych must have (z wykrzyknikami!) i oto jest :) Zapowiada się ciekawie




Winna! Dałam się porwać ogólnemu szaleństwu na Marę. Gdy ktoś powie o jakiejś książce, że jest dziwna lub tajemnicza - jestem pierwsza w kolejce do przeczytania. W dodatku ta oryginalna okładka - jej kolory czasem lubią się zmieniać. Nie mogę się już doczekać, kiedy zacznę czytać :)




 Zakupiona na wyprzedaży u Marty, oficjalnie przekazana na Targach, tak więc do targowych zdobyczy zalicza się :) Jestem ogromną wielbicielką historii Tudorów (i w ogóle historii Anglii, jednak ten ród szczególnie sobie upodobałam) i czaiłam się na tę książkę, odkąd pojawiła się na rynku. [CZYTA SIĘ]




Mogłam się spodziewać, że trylogia Miry Grant porwie mnie w swe sidła. Blackout jest w zasadzie zakupem przypadkowym (wyjaśnienie niżej), ale za to jakim pięknym! Rozpływam się nad bielą tej okładki!




Czyli druga część słynnej zombiakowej trylogii. Z pożądniem w oczach porwałam ją z półki na targowym stanowisku wydawnictwa SQN, skąd uśmiechała się do mnie ponętnie (jak wszystkie inne książki, kusicielki jedne!). Podeszłam do kasy, a tam miły młody pan zaproponował mi bardzo fajny rabat, jeśli zdecyduję się razem z Deadline'm wziąć Blackout (widocznie Deadline wyglądał w moim ręku bardzo samotnie i pan się nad nim zlitował). Ja się oczywiście chętnie zgodziłam (jak widać) i tym sposobem mam u siebie już całą zombiakową trylogię :)

Drogi Panie Ze Stanowiska SQN - nie wiem, jak ma Pan na imię, ale bardzo Panu dziękuję za ten rabat! Uszczęśliwił Pan tym moją biedną duszyczkę :)




To też był targowy must have z wykrzyknikami. Po prostu nie mogłam przejść obojętnie obok pozycji opowiadającej o losach bohatera, dzięki któremu pokochałam trylogię Veronici Roth. 




Niedługo pojawi się pierwsza część ekranizacji trzeciego tomu "Igrzysk Śmierci", a ja wciąż jestem dopiero po lekturze pierwszej części. "W pierścieniu ognia" zostawię sobie pewnie do poczytania na Boże Narodzenie, bo ta seria kojarzy mi się z moimi zeszłymi świętami.
Pojawiło się też nowe wydanie "Kosogłosa" i strasznie żałuję, że nie kupiłam tej ostatniej sztuki, którą miałam w rękach (bo skąd mogłam wiedzieć, że ludziska tak się rzuciły, że w sobotę wszystkie sztuki były już wyprzedane?). W sumie to nie mam pojęcia, czemu od razu nie zaopatrzyłam się w wydanie wszystkich trzech części w jednym tomie - sporo by mi to ułatwiło. Czasami nie myślę :P





I to by było na tyle, jeśli chodzi o Targowe Pocieszacze, które doprowadziły mój portfel do łez. Mam co prawda jeszcze Murakamiego na pół z przyjaciółką i kilka e-booków, ale o tym napisze innym razem.

Have a nice November!