piątek, 22 stycznia 2016

Midnight Watching 2# : Anna Boleyn i nawiedzone drzewa II "Las samobójców" (2016)


http://www.filmweb.pl/film/Las+samob%C3%B3jc%C3%B3w-2016-726200



Dzieciństwo Sary nie należało do najszczęśliwszych. Teraz jej życie zaczyna się w końcu układać, ma pracę i kochającego mężczyznę u boku. Ale ma też Jess -  siostrę bliźniaczkę, która zawsze pakuje się w kłopoty.

Tym razem również chodzi o Jess. Dziewczyna nie była szczególnie stabilna psychicznie, jednak wydawało się, że wyjazd do Japonii i praca w szkole w Tokio wpłynęły pozytywnie na jej stan ducha. Podczas klasowej wycieczki do ponurego lasu Aokigahara Jess zboczyła ze ścieżki i wbiegła między drzewa. Od tamtej pory słuch o niej zaginął.

Sara czuje, że jej siostrze grozi niebezpieczeństwo, więc od razu rusza na poszukiwania. Miejscowi nie są szczególnie chętni do pomocy, ponieważ a) las Aokigahara cieszy się ponurą sławą lasu, do którego wchodzisz, aby popełnić samobójstwo  b) ogólnie jest dość ponury i łatwo się w nim zgubić  c) prawdopodobnie pałętają się tam całe zastępy upiorów. Nie zraża to jednak naszej bohaterki, która za wszelką cenę pragnie odszukać siostrę i nie do końca wierzy w jej śmierć.

W barze spotyka Aidena, dziennikarza, który również wybiera się do lasu. Jest też Japończyk – Michi – który często przemierza szlaki, aby odwieźć zagubione dusze od samobójstwa. Razem zagłębiają się w złowrogi las.




Na „Las samobójców” oczekiwałam z dwóch głównych powodów. Pierwszym był właśnie tytułowy las i miejsce akcji. Słyszałam już wcześniej o otoczonym ponurą sławą Aokigahara, który wydaje się wręcz idealnym miejscem na umieszczenie tam akcji horroru. Och, ileż można z takim lasem zrobić! Twórcy jednak moim zdaniem nie do końca wykorzystali ten potencjał. Przydałoby się nieco więcej strasznego lasu w strasznym lesie. Albo dłuższy film.

Drugim powodem była Natalie Dormer, którą uwielbiam. Świetnie sobie poradziła z podwójną rolą, ogląda się ją przyjemnie jak zawsze i jest ogromnym plusem tego filmu. Zwłaszcza że jej bohaterka lubi powielać schematy, które można określić zbiorczym mianem „typowa bohaterka horroru”. Wiecie, o co chodzi. Taka bohaterka zwykle jest ładna (check), ma u boku przystojnego mężczyznę (check), robi zawsze to, przed czym ostrzega ją Jedyna Mądra Osoba w Filmie (check), idzie zawsze w stronę hałasu (check), zawsze chce się przekonać, co jest na końcu ciemnego tunelu (check), podąża za mrocznymi japońskimi dziećmi, które w ogóle nie powinny być w danym miejscu (check), i tak dalej… Sara była całkiem odważna i zdesperowana, by znaleźć siostrę, ale momentami zachowywała się zwyczajnie głupio.

Aiden, główny bohater męski, był… odrobinę dziwny. Tak naprawdę do końca nie rozgryzłam jego postaci. Postrzegamy go oczami Sary, tak więc nie można do końca stwierdzić, co jest prawdą o nim, a co jedynie sztuczkami nawiedzonego lasu. Niemniej momentami wydaje się nieco podejrzany.





Czy jest się czego bać? Tak sobie.  Jest kilka takich momentów, w których widz może podskoczyć na swoim siedzeniu i poczuć szybsze bicie serca, jednak po filmie nie jest się przerażonym i można spokojnie przespać noc. Nie wiem, jak jest z nocnymi spacerami po lesie tuż po seansie, bo nie próbowałam, aczkolwiek jeśli komuś przyjdzie to do głowy, odradzam samotną wędrówkę bez latarki ze względu na możliwość zgubienia się/wpadnięcia do dziury/spotkania psychopaty-mordercy.
Wszystko robi muzyka. A konkretniej złowroga cisza, a potem boom, kiedy coś wyskakuje tuż przed twarzą głównej bohaterki, a ty podskakujesz na swoim miejscu, bo właśnie prawie rozsadziło ci bębenki. Ostatnio tego właśnie najbardziej boję się na horrorach – że zaraz rozlegnie się coś głośnego.
Spodobał mi się motyw z telefonem-latarką. Strasznie lubię, gdy taki trick używany jest w grach-horrorach - samotny bohater w całkowitych ciemnościach przemieszcza się po kolejnych lokacjach za jedyne źródło światła mając telefon komórkowy/kamerę wideo, a różne strachy czychają na jego życie. Kiedy coś podobnego pojawiło się w "Lesie...", miałam ochotę skakać z radości w fotelu. Niestety, był to bardzo krótki moment.




„Las samobójców” to ciekawa, wciągająca historia, którą przyjemnie się ogląda (kiedyś na pewno zrobię to ponownie). Jest nieprzewidywalna  (nawet jeśli poszczególne jumpscares nie są zaskoczeniem), a niektóre wątki – i Aidena – ciężko rozgryźć do końca. Twórcy zahaczyli nieco o chwyty z japońskich horrorów (wiecie, dziwne, blade dzieci, czarnowłose dziewczyny w mundurkach patrzące takim wzrokiem, jakby chciały nim zabić…), ale moim zdaniem mogli zrobić jeszcze więcej. Nie było strasznie, ale i tak bardzo mi się podobało.




Las samobójców (The Forest), reż. Jason Zada, USA, 2016


Photos via filmweb.pl and tumblr.com
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz