Mojżesz Wright został porzucony zaraz po urodzeniu w koszu
na pranie w nieciekawej dzielnicy. Jego matkę, uzależnioną od narkotyków,
znaleziono martwą kilka dni później. Mały Mojżesz dzielnie walczył o
przetrwanie i już wkrótce stał się problemem dla całej rodziny, tułając się od
jednego jej członka do drugiego. Nie był zwykłym dzieckiem, był dziwny, był
nadpobudliwy, malował niepokojące rzeczy. Ludzie czuli się niepewnie w jego
towarzystwie. Bali się go, bo go nie rozumieli. Bali się, bo był inny.
Jedynie mieszkająca w małym miasteczku babcia w pełni
akceptowała Mojżesza i kochała całym sercem tego chłopca, którego wszyscy
uważali za skrzywionego. Pękniętego. Często spędzał u niej wakacje, tak było
również w tym roku. Właśnie wtedy do życia Mojżesza wkroczyła Georgia Shepherd.
Georgia, zwyczajna małomiasteczkowa nastolatka z wielkimi
marzeniami, nad życie kochająca konie. Szalona, odważna, uparta. Mojżesz od
początku ją intrygował i kiedy inni się go bali, ona była ciekawa, jaki jest
tak naprawdę. Przypominał jej narowistego konia, którego trzeba okiełznać.
Postanowiła się do niego zbliżyć, mimo że chłopak często ją odpychał i dawał
jej do zrozumienia, że tego nie chce. Ich wzajemne przyciąganie rodzi dość nieoczekiwane
konsekwencje, które mocno wpływają na życie obojga.
No dobra, w zasadzie tych konsekwencji można się było
spodziewać, bo chcąc nie chcąc zwykle taka jest naturalna kolej rzeczy, ale to,
co zdarzyło się później, nie było już takie oczywiste.
Cała opowieść na pierwszy rzut oka wygląda jak typowe new
adult – on bad boy z przeszłością, ona zwyczajna dziewczyna, ona go chce, on
jej nie, ale tak naprawdę to tak, i tak dalej, i tak dalej. Im bardziej jednak
wchodzimy w tę historię, tym staje się ona głębsza, bardziej dojrzała, bardziej
niejednoznaczna, zagadkowa i nieprzewidywalna. Już sama początkowa zapowiedź
braku happy endu zachęca, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest.
Fabuła skonstruowana jest tak, że dopiero ostatnie strony
dają nam pełny obraz sytuacji i wyjaśnienie mniejszych i większych, sprytnie
przemyconych zagadek, na którymi gdyba Mojżesz, co jakiś czas zmieniając
zdanie. W ogóle postać Mojżesza jest jak dla mnie największym plusem tej
książki i nawet nie potrafię do końca wyjaśnić, dlaczego. Ma w sobie to coś, co
sprawia, że się go lubi, ma ciekawą osobowość i podejście do życia, a to
wszystko doprawione jest szczyptą szaleństwa. No i te zdolności! Nie jestem
pewna, na ile to jest spoiler, a na ile nie… Mojżesz ma ogromny talent
malarski, jednak to, co maluje i sposób w jaki to robi, przerażają ludzi,
ponieważ obrazy/murale przedstawiają zmarłych, i to zmarłych, których chłopak
raczej nie miał szansy nigdzie zobaczyć. Nie spodziewałam się w tej książce
wątku nadnaturalnego, jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Był poprowadzony
tak swobodnie i cóż… naturalnie, jakby nastolatek, któremu zmarli pokazują
szczegóły ze swojego życia stał sobie na co drugim rogu i malował dla nas.
Ludzie boją się tego, czego nie potrafią zrozumieć.
Ciężko mi się pisze o tej książce, ponieważ tak naprawdę nie
wiem, co mogę powiedzieć, żeby nie zdradzić za dużo i nie zepsuć komuś lektury.
„Prawo Mojżesza” jest pełne tylu na pierwszy rzut oka mało istotnych
szczegółów, które na koniec okazują się być ważne i wywracające wszystko do
góry nogami, że trzeba samemu przeczytać i spróbować poskładać do kupy
wszystkie elementy.
Na zakończenie i w ramach podsumowania, wzorem Georgii
wymienię pięć plusów: postać Mojżesza, zdolności Mojżesza, rozdziały Mojżesza,
Eli, plusy Georgii.
PRAWO MOJŻESZA
1.Prawo Mojżesza II 2.Pieśń Dawida
Amy Harmon, Prawo Mojżesza (The Law of Moses), tom 1, Helion, 356 stron
Za możliwość przeczytania książki serdeczie dziękuję